wiersze dla dzieci

June 12, 2018 | Author: Anonymous | Category: N/A
Share Embed


Short Description

Download wiersze dla dzieci...

Description

O autorce

Anna Rudawcowa, z domu Okuszko-Boska, urodziła się 7 sierpnia 1905 roku w Dorpacie (obecnie Tartu). Po ukończeniu kursów pedagogicznych pracowała jako nauczycielka. W 1931 roku wraz z mężem zamieszkała w Grodnie. Zajęcie miasta przez wojska sowieckie rozpoczęło tułaczy etap w życiu poetki. Aresztowanie męża w 1940 roku, pociągnęło za sobą zesłanie Anny z dwojgiem dzieci, Haliną i Bohdanem, do Ałtajskiego Kraju. Tam pisała wiersze oraz tworzyła i wystawiała inscenizacje patriotyczne. W 1946 roku powróciła do kraju, osiedliła się wraz z mężem i dziećmi w Gliwicach, gdzie zmarła 2 grudnia 1981 roku. Poetka przez całe życie pisała wiersze dla dzieci. Przed wojną publikowała je w czasopismach "Płomyk" i "Płomyczek". Tematyka wierszy jest bardzo różnorodna. Są wiersze religijne, okazjonalne, o przyrodzie, o księżniczkach, o duszkach itp. W niektórych wierszach poetka pisze o swych dzieciach Bohdanie i Halinie, a w późniejszych o wnukach. Wiersze prezentowane w tej książce podzielone są na dwie kategorie: pisane przed wojną (lata 1926-1939) i pisane po wojnie (lata 1945-1981).

Tytuły wierszy Wiersze pisane w latach 1926 – 1939 Oczy dziecka Do dziecka Nasz dzień Kiedy się dziecko modli Płaczące brzozy Wieczorny pacierz Kolęda sierotki Największa gwiazda Chodzi śniegułeczka Choinka Święty Mikołaj Jak to było na choince Jak to bywa na choince Mój synek Synek śpi Kołysanka Wiosenna kołysanka Kłótliwe butki Wielka Niedźwiedzica Kołysanka błękitnego krasnoludka Sen Halinki Jęczy - Duszek Bajeczka Bajka Bajka motyla Leśne bajki Śpiąca Królewna Królewna z porcelany Mądra królewna Szklana Królewna Markiza z porcelany Ballada o rycerzu bez skazy i bez trwogi Rusałki Zegarowy duszek Nocne duszki Błękitny duszek Białe ludki Strach Krasnal doktorem Echo Jezioro Obłoki Nie płacz słoneczko Bal motyli O pszczółce, o róży i wielkiej awanturze Chora wrona Muszka łakomczuszka O trzmielu co grał na weselu O rudym lisku Kotki strojnisie Muchomory Idzie wiosna Pantofelki słonka Jak jesień stroiła się Deszcz Płacząca wierzba Rozmowa w lesie W szkolnym ogródku W ogrodzie przed spaniem Żabi list U fryzjera

Lala Jak się bawiły lalki U królewny Lali Dwie siostry Cukrowe serduszko Jak dzieci do Pana Prezydenta wędrowały O ropusze plotkarze i obrażonym komarze Taniec na linie

Wiersze pisane w latach 1945 – 1981 Pomyśl o sierotce Biały Chrystus Różaniec Matki Boskiej Dzień trzeci Chrystus i róże Tęczowy most Płaszcz Jezuska Ucieczka do Egiptu Domek w Nazarecie Wnuczusia Anusia Kołysanka Ani Śpij Dareczku Promyczek Mądry Dareczek Kluczyk Buczek Darusiowe chcę Łobuzy Na Dzień Matki Nie sprzedam Ciebie Wszystkim jest pilno Przebudzenie Ogródek krasnoludków O Duszku - Pasibrzuszku Jak babulka zioła zbierała i gotowała Kwiat paproci Kopciuszek Dziwy w szkole Awantura w piórniku Modlitwa za małego świerszczyka Jak jest na księżycu

Bajki i opowiadania Rok szkolny się zaczął Skarby Pani Jesieni WOUK

Oczy dziecka Kiedy nas znuży szary dzień powszedni, Kiedy jesteśmy bardzo źli i biedni, Kiedy cios zada jakaś dłoń zdradziecka Spójrzmy na chwilę w czyste oczy dziecka. W nich odnajdziemy jakąś prawdę inną, W nich jest bezgrzeszność, światło i niewinność I one ci powiedzą, z nich się dowiesz Jakim powinien być i jakim nie jest CZŁOWIEK.

Do dziecka Jakże do ciebie mówić mam dziecino I jakże znaleźć czułe dobre słowa By małe serce twe utulić i owinąć W pieszczotę słodką w bajkę kolorową Jak do kwiatuszka co przy drodze kwitnie Zachwytów szczerych czy znajdę wyrazy? I jak ci świat ozłocić rozbłękitnić Za uśmiech twój za czysty oczu lazur? Chcę żyć dla ciebie dumnie i radośnie Pracować, tworzyć, trudzić się i czekać Że przyjdzie wreszcie dzień kiedy wyrośnie Moja dziecina mała na człowieka. A wtedy służąc ludziom i krajowi Wędrując w jutro kiedy ja przeminę Być może świat rozjaśni i odnowi Jakimś promiennym bohaterskim czynem I kiedy tak marzenia mi się roją A szczebiot twój do życia budzi Wiem tylko jedno - tyś przyszłością moją Przyszłością naszą - ojczyzny i ludzi!

Nasz dzień Porzuciłaś dziecino lalkę niedbale, Dziś dzień dziecka, święto dziecka Każdy z nas powitać spieszy Nawet słonko jaśniej świeci I wraz z nami też się cieszy Ja choć chodzę już do szkoły Też odpędzam wszelkie smutki Dziś dla dzieci dzień wesoły Dla dużych i dla malutkich! Święto dzieci - dzień radości Każdy głośno śmiać się musi Witam wszystkich miłych gości I tatusia i mamusię. Uroczyste daję słowo I przyrzekam z całej siły Dobrze uczyć się, pracować Dla ojczyzny naszej miłej!

Kiedy się dziecko modli Kiedy się dziecko modli i składa rączętaBóg w niebie schyla sędziwą głowę Usuwa łagodnie obłoki różowe, Patrzy, słucha i długo pamięta. Kiedy się dziecko modli - gwiazdy całują mu oczy, A wszelkie słowa zbierają na złote promienie I duszy dziecięcej szczere westchnienie Mleczną drogą w wysokościach kroczy. Kiedy się dziecko modli - Bóg odpuszcza grzechy Całej ludzkości - tłumom powaśnionych braci,

Zasiada na tronie w pełnym Majestacie I śle na ziemię słodkie uśmiechy. Kiedy się dziecko modli cały świat z nim żebrze O wielką miłość, o zmazanie winy A modły dziecka coraz wyżej płyną Jak cudne perły roztopione w srebrze.

Płaczące brzozy Zapłakały, zajęczały w polu smutne brzozy, Białe ręce załamały z rozpaczy i zgrozy: "Czemu przyszło nam doczekać takiej smutnej chwili, Że nam Boga, zbawiciela ludzie źli zabili?!" Kiedyś dawno gdy był mały, my - młodziutkie brzózki Czule cień swój pochylały nad ślicznym Jezuskiem... W naszych oczach On wyrastał, włosy nam zaplatał I jak bratem był każdemu, tak i nam był bratem Za to dzisiaj ma na krzyżu rozpięte ramiona, Czemu cierpi straszne męki, czemu w mękach kona?! Żeby w sercu Matki Świętej ból się nie pomieścił?! Żeby stała tak pod krzyżem zdrętwiała z boleści?! Milczą ptaszki, nie śpiewają w brzozowych gałęziach, Świat okryty jest żałobą - kona Boski Więzień! Mdleje słonko, wichry wyją, czarne chmury niosą I płaczącym, smutnym brzozom rozwiewają włosy.

Wieczorny pacierz Uklęknij, maleńka, złóż rączki i razem Zmówimy wieczorny paciorek: Pali się lampka przed świętym obrazem, Chrystus jest smutny i chory. Proś Go by w swojej dobroci bez końca Ludziom dał to co im potrzeba: Radość promienną i dużo słońca

I dużo złotego chleba. I żeby nie było na świecie niedoli Co w serce uderza rozpaczą: Niech słabych i chorych nic więcej nie boli, Niech ci co płakali - nie płaczą. Niech anioł pokoju, niech anioł miłości Na skrzydłach srebrzystych przyleci A wtedy nam uśmiech pogodny zagości We wszystkich zakątkach na świecie I silny słabemu pośpieszy z pomocą A krzywdę na zawsze rozpędzą, By nikt się nie skarżył na dolę sierocą, By nikt nie narzekał na nędzę. A ziemia ożyje, a ziemia się zbudzi, Otrząśnie się z łez i smutku... Do tego pacierza o szczęściu dla ludzi, O miłość - uklęknij, maleńka!

Kolęda sierotki Śpij Jezusku, śpij, malutki, Luli, luli, luli! Matuś zrobi ciepłe butki, Matuś Cię utuli. Matuś szepnie Ci na uszko, Powie Ci w sekrecie, Że tak samo bose nóżki Marzną wielu dzieciom. Biały anioł z chlebkiem złotym Lekko sfrunie z nieba I opowie, że sierotom Często braknie chleba. Weźmiesz chlebek, weźmiesz butki I koszulkę własną, Żeby pójść rozpędzić smutki W dziecka oczach jasnych. Stary księżyc z mlecznej drogi Zbierze mleko słodkie Matuś spiecze Ci pierogi Dla biednej sierotki. Miś przyniesie plaster miodu, Matuś kołacz zgniecie, By nie znały dzieci głodu Na szerokim świecie. By w noc cichą, by w noc świętą Zła niedola prysła Żeby każdy zapamiętał

Że gwiazdka zabłysła.

Największa gwiazda Za parkanem księżycowym W czarnym niebie biały anioł Sieje gwiazdy złote. Tu malutkie, a tu większe, A tam całkiem duże Wyrastają, rozkwitają Na puszystej chmurze. Biały anioł skosi gwiazdy I powiąże w snopki, A największą zrzuci z nieba Nad ubogim żłobkiem. I zobaczą pastuszkowie i zobaczą króle Jak ta gwiazda złotym blaskiem Dzieciątko utuli. Jak swym ciepłem i jasnością Nóżki mu ogrzeje Jak wskazywać będzie ludziom Drogę wśród zawiei.

Chodzi śniegułeczka Chodzi śniegułeczka po zaklętym lesie, Za nią mróz-staruszek worek srebra niesie, Za nią dwa zajączki, białe niby z waty Wiozą na saneczkach kryształowe kwiaty. Wije się przed nimi leśna dróżka kręta, Śpieszą się, bo trzeba ubrać las na święta. Wszystko wymalować czarodziejskim pędzlem I zawiesić wszędzie biało-srebrne frędzle. Chodzi śniegułeczka i drzewa otula, Na choinkach wiesza kryształowe kule. W wieczór Wigilijny zbiorą się zwierzęta By obchodzić razem uroczyste święta. Zbiorą się zajączki, przyjdą wiewióreczki, Gwiazdy im zapalą na choince świeczki.

A gdy wiatr zaszumi wszyscy śpiewać będą O małym Jezusku prześliczne kolędy. Echo je pochwyci, daleko poniesie Chodzi śniegułeczka po zaklętym lesie...

Choinka Ubrali choinkę w powiewne welony, W złociste brzęczące łańcuchy, Ubrali gałązki pachnące, zielone W zabawki tęczowe i kruche. A potem wysoko, na samym wierzchołku Przypięli gwiazdę - nic więcej, A niżej - ślicznego, jak pazik aniołka I Dziecię uśpione w stajence. I nikt kto się cieszył jej blaskiem i krasą, Jej szatą wspaniałą i cienką, Nie wiedział że biedna tęskniła za lasem I swoją skromniutką sukienką. I nikt nie domyślił się tej tajemnicy I nikt nie dowiedział się wcale, Że krople - bursztyny, że krople żywicy, To łezki tęsknoty i żalu. Lecz potem, gdy zabrzmiał śmiech dzieci i żarty, Gdy świeczek błysnęły ogniki, Ujrzała choinka szeroko rozwarte Oczy małego chłopczyka. A było w nich tyle dziecięcej radości I były tak jasne jak zorze, Że już nie pragnęła choinka wolności I już nie myślała o borze.

Święty Mikołaj Zaśnij, cyt! Małego baja Uśpi cię piosenka: Dobre oczy Mikołaja

Patrzą przez okienko. Tam na drzewach w śnieżnym puszku Śpią mądre kawki... Śpij! Mikołaj pod poduszkę Włoży Ci zabawki. Gwiazd błyszczące korowody Gubią łez wisiory Na bialutką jego brodę I na wielki worek. Ścichnie piosnka bajaZnajdziesz wiele pięknych rzeczy Dary Mikołaja. Poszedł... nie mógł dłużej zostać, Dnie są coraz krótsze, Za oknami sunie postać W ciepłym, białym futrze.

Jak to było na choince Wszyscy twierdzą, że zawinił pajac kolorowy, Który pierwszy się posprzeczał z aniołkiem cukrowym. A zaczęła się od tego cała awantura, że powiedział pajac: - Ze mnie - największa figura! Jestem piękny, skaczę, tańczę, wspinam się po lince, - Nikt z zabawek nie dorówna mi na tej choince! A aniołek: - Fe! Nie lubię gdy się przechwalają! Zresztą wspinać się po lince umie byle pająk! Nie rozumiem więc doprawdy o co tyle zgiełku? Ja przynajmniej jestem słodki: Z cukru mam skrzydełka! Z cukru - rączki, Z cukru - nóżki, nosek, buzia, główka, A pomimo to nie mówię o sobie ni słówka; Chociaż wiszę obok gwiazdy na samym wierzchołku... Pajac bąknął: - Bardzoś skromny, mój drogi aniołku! - I ja również nie rozumiem o co tyle krzyku, -powiedziało nadąsane serduszko z piernika. -każdy wie, że nic nie warte drzewko bez serduszka... - O, przepraszam! Bez nas także! - krzyknęły jabłuszka. - Kto ozdobą jest prawdziwą to nie tajemnica Spójrzcie na mnie - mówi dumnie piękna baletnica. Aż się wreszcie odezwała kolorowa świeczka: - Widzę, że bez mej pomocy nie ustanie sprzeczka! Powiedziała i błysnęła złocistym płomykiem, Aż poleciał na podłogę z wielkim krzykiem. Aż ze strachu na choince wszystkim kłótnia zbrzydła

I stopiły się z gorąca aniołkowe skrzydła.

Jak to bywa na choince Na choince wystrojonej Wielki krzyk był dziś: Cukrowego zjeść aniołka, Chciał pluszowy miś! Dzieci poszły spać do łóżka, Bo zapadła noc, Bo najadły się cukierków I słodyczy moc. Danka trochę bolał brzuszek I Halinkę też, /jak to bywa łakomczuchom Chyba dobrze wiesz?/ Cały dom zaległa cisza, Jakby zasiał mak... Wtedy przyszedł miś pluszowy I powiedział tak: - Wielka była tu zabawa, Wielki był tu kram, Tylko ja siedziałem w kącie Zapomniany sam. Nikt mi nie dał nic smacznego W sercu noszę żal Za to teraz pod choinką Ja urządzam bal. Upatrzyłem Cię aniołku, słodki jesteś - wiem! Proszę - zechciej mi wybaczyć, Ale ja cię zjem! Więc aniołek biedny płacze I ze strachu drży, Ale miś nie zwraca wcale Na te słodkie łzy. I skończyłoby się marnie, Bo miś nie był kiep, Ale pajac kolorowy Trzepnął misia w łeb! No i gwiazda na wierzchołku Wszczęła wielki krzyk, By przepędzić łakomczucha Spod choinki w mig! I cukierki i pierniczki Zajęczały w głos, A jabłuszko uderzyło Misia prosto w nos! Mruknął wtedy: - mój aniołku: Wiec nie jesteś rad? Bo myślałem, że sam zechcesz

Bym cię smacznie zjadł! Wolisz wisieć na choince No to sobie wiś! I poczłapał w ciemny kącik Obrażony miś!

Mój synek Mój synek jest jak kwiatek - jak kwiatek niezabudki Bo oczka ma niebieskie, jak jej drobniuchne płatki! Mój synek jeszcze mały, a wiec trochę głupiutki, Choć nieraz bardzo mądrze uśmiecha się do matki. Mój synek jest jak kwiatek - jest niby pączek róży: Ma buzie delikatną, różową, wesołą, Mój synek śpi w wózeczku, gdy sen mu rzęsy zmruży I kładzie białe ręce na jego małe czoło. Mój synek ma psotliwe, porcelanowe nóżki Co lubią ciągle kopać - zawadza mu kołderka, Mój synek ma czuprynkę, mój synek ma paluszki, A w oczkach-niezabudkach ukryte dwa lusterka. I jest uradowany gdy wszyscy naokoło Tak śmieją się serdecznie z zabawnych jego minek, Bo zawsze ma humorek, bo zawsze mu wesoło... No, czy już wiecie teraz, jak mój wygląda synek?

Synek śpi Cichuteńko, oj cichusio! Wszyscy chodzą na paluszkach, Bo u synka na podusi Siedzi mała senna wróżka. Nawet piesek w swojej budzie Ani razu nie zaszczekał, Aby synka nie obudzić, Żeby wróżka nie uciekła. Cicho, cicho myszko mała, Nie hałasuj w swoim domku, Jeśli chcesz bym tobie dała Na śniadanie chleba kromkę! A do chleba na okrasę

Jest kiełbaska, jest słoninka, Tylko myszko nie hałasuj, Tylko mi nie obudź synka.

Kołysanka Śpij moja córuś, śpij ukochana złóż senną główkę na białej poduszce: patrzy na ciebie dobry wzrok Pana, który pamięta o każdej muszce. Przez dzień słoneczny zabawa cię znuży, Małe nożęta chcą wypoczynku. Śpij! Niech ominą cię bóle i burze Śpij! Czarnooka mamina, Halinko! Śpij pókiś mała i wolna od troski, Jasnym promyczkiem przyświecaj mamusi, Lata przeminą zbieleją ci włoski, Życie okrutne twój uśmiech zadusi, Ciężkie zawody rozbiją serduszko, Oczka figlarne przysłoni tęsknota. Śpij moja lalko, śpij moja wróżko, Śpij moja gwiazdko promienna i złota! Może za drzwiami czają się smutki, Dziś ciebie jednak mamusia osłania Anioł z oczami jak dwie niezabudki Też cicho ukląkł na skraju posłania. Śpij więc, królewno, śpij moja rybko, Śpij, póki noce masz bladoniebieskie: Złote dzieciństwo przeminie tak szybko! Przyszłość ma w worku gorycze i łezki. Śpij! A tymczasem mamusia do Boga Wyśle na skrzydłach Anioła, Prosząc, by lekką ci była ta droga Na którą On cię w przyszłości powoła. Śpij! może będzie ci dobrze na świecie Mama za ciebie już łezki wylała, Wiele też modłów do nieba poleci... Śpij więc córuchno, śpij moja mała!

Wiosenna kołysanka Nie płacz, nie płacz synku mały

Szkoda srebrnych łez: Za oknami kiście białe Gubi wonny bez. Lulaj, lulaj synku drogi Wieczór spłynął z gór, Złoty księżyc chowa rogi Pośród ciemnych chmur. Zaśnij, zaśnij moje złotko, Baju, baju, baj! Czujesz jak na dworze słodko Pachnie wiosną maj? Rzęsy długie sen ci zlepił Boś zmęczony dziś... Trzeszczy twe okrągłe ślepie Twój poczciwy miś. Śpij wiec synku niebieskooki, Ukochany mój! Za oknami lśnią obłoki, Brzęczy muszek rój. Za oknami wiosna tuli I kołysze świat... Zaśnij synku luli, luli Zaśnij mamin kwiat. W ciemnym kącie zapomniany, Już zadrzemał miś... Lulaj synku ukochany, Boś zmęczony dziś. Świeć miesiączku przez okienko, Na skrzypeczkach cicho, cienko Baju, baju, baj.

Kłótliwe butki Dostał Danek nowe butki /pierwsze butki w swoim życiu!/ A czerwone ! A malutkie. Tycie - tycie! Aż myślała siostra Hala Patrząc na te liliputy, Że i jej największa lala Może nosić takie buty. Dreptu - dreptu przez dzień cały... Oj, zmęczone małe nóżki! Butki też się zasapały: Czas Daneczku do poduszki! Księżyc siwy starowina Już do szyby się przytulił I piosenkę swą zaczyna: Luli - luli! A gdy synek piaskiem złotym Sypnął w oczka - niezabudki, Pokłóciły się /już potem/ Miedzy sobą nowe butki. Mówi jeden:/z prawej nóżki... ./

Fe,! jak zbrzydłeś mój kochany Czy tarzałeś się pod łóżkiem, Żeś tak pyłem uwalany?A ten drugi /z nóżki lewej/ Aż ze złości skoczył w górę: -Zbrzydłem?! Tylko mnie rozgniewaj - A wywołam awanturę! Tyś sam brzydki, rozdeptany, Stary bucior! - co mój luby?! I tak do samego rana Wciąż wadziły się za czuby. Nawet później, nawet rankiem Jeszcze się kłóciły szeptem Gdy biegały razem z Dankiem Dreptu - dreptu!

Wielka Niedźwiedzica Dziwne rzeczy widziała Halinka wieczorem Położyła się spać do łóżeczka, zmówiła paciorek, Nagle słyszy: Halinko, ja ciebie pochwycę I poleciały na gwiazdy! - patrzy, a tu Wielka Niedźwiedzica Wyciąga przez okno swoje grube łapy, Zrzuca ze zdziwionej dziewczynki różową kapę, Chwyta ją, jak była - w samej koszulinie I hyc! Już leci, już pod niebem płynie, Już mknie, jak strzała środkiem mlecznej drogi: Wysuwa księżyc spoza chmurki rogi I patrzy ze zdziwieniem na Halinkę... Gwiazdy złotymi iskrami palą na kominku, Bo chmurom zimno: ubrały kudłate futra I gderają, że na pewno zamarzną do jutra I na Ziemię spadną białym puchem: Wielka Niedźwiedzica też w łapy chucha I leci mleczną drogą daleko, daleko... /Mleczną, ta droga nazywa się dlatego, że mleko Raz tam wylał aniołek i pozostała smuga Srebrna: o jaka ta droga długa!/ Halinka jedzie i myśli: czy to senna mara, Czy prawda? Płyną złotymi ognikami jak z pożaru Łeb, łapy i ogon Wielkiej Niedźwiedzicy. Już coraz bliżej są rogi księżyca Patrzy Hala, a na księżycu siedzi baba Jaga I grozi dziewczynce taką wielką lagą, A w drugiej ręce trzyma zaklęte zwierciadło. Halinka krzyknęła z przestrachu i... spadła! Leci w dół, a gwiazdy, obłoki wszystko gdzieś ucieka. Już mignęła ziemia, domki, lasek i rzeka, I bęc! - wpadła przez okno do swojego łóżka! Otworzyła oczka, widzi - leży przy mamie

I śladu nie zostało po tym wielkim kramie, Tylko przez okno zagląda Wielka Niedźwiedzica I zza kudłatej chmury sterczy róg księżyca.

Kołysanka błękitnego krasnoludka Śpij, Halinko, zmruż oczęta, Za oknami zamarznięta Biała zima lśni. Ja - przy tobie na poduszce, Jak przy małej sennej wróżce: Śpij dziecino, śpij. Cicho, cicho na poręczy Twego łóżka anioł klęczy I pilnuje nas. Śpij, bo śpią srebrzyste drzewa Nawet stary księżyc ziewa, Więc i tobie czas. Słuchaj: w lesie żyje bajka, Która ma małego grajka Co na skrzypcach gra, W jej królestwie spędzam lato A gdy przyjdzie zima za to, Gdy popłynie kra Aksamitne wkładam trepki, Zbieram zeschłych kwiatów łebki I wyruszam w świat. By odszukać promyk złoty, Który poszedł gdzieś w zaloty I swój zgubił ślad. Ja - błękitny krasnoludek, Pan pluszowych mchów, Chodzę, chodzę dziś po świecie I wprowadzam śpiące dzieci W kraj błękitnych snów. Mojej pieśni nikt nie słyszy Jestem duszek nocnej ciszy Nieuchwytny w dzień. Jestem błękitny ognik tylko, Nad maleńką swą pupilką Pochylony cień. Śpij Halinko, spij malutka Przyjaciółko krasnoludka, Czarne oczka zmruż Barwne ognie ci wykrzeszę, A nad główką twą zawieszę Wieniec wonnych róż.

Sen Halinki W bujnej trawie muchomory palą się czerwienią: Hala siedzi zapatrzona, rączką wsparła główkę: Jak cudownie skrzydła motylka się mienią! /Mamusia dziś przyniosła śliczną tą pocztówkę/ Pod jaskrawym muchomorem śmieszny krasnal siedzi, Spada aż do ziemi broda długa, siwa, Jego twarz poczciwa jest koloru miedzi... Ach! Na tej pocztówce leśna bajka, dziwy! Żaba duża i pękata wyskoczyła z wody, Oczy śmieszne wyłupiaste patrzą na krasnala, Ma na sobie płaszcz zielony według żabiej mody... /W pokoju przed pocztówką zadrzemała Hala/ Nagle słyszy - krasnal mówi: "Hala podnieś główkę, Zrób się mała lilipucia chodź do mego lasu, Wejdź odważnie na jaskrawą śliczną tę pocztówkę I będziemy się bawili... chyba nie masz czasu?" I Halinka patrzy: już nie jest przy stole, A na miękkim meszku, cudo!... na pocztówce! Nad nią sterczą dumnie grzybów parasole, A wokoło pną się trawy zbrojne hufce, I za chwilę moczy już w strumyku nóżki, Na zielonej żabie skacze po kamykach, Złapała motyla za wąsate różki, I z krasnalem starym bawi się w konika. Na pocztówce Hala biega długo, długo. Nagle mama woła, - oczy otworzyła: Jest przy stole, - na obrazku tylko krasnal mruga, Żeby nie myślała, że to jej się śniło.

Jęczy - Duszek Mały, mały jak paluszek Jest Halinki Jęczy - Duszek, Siedzi zwykle w jakiejś szparze I bez końca się tam maże. Czasem wlezie pod poduszkę

Tak, że tylko widać nóżkę, Czasem siądzie na poręczy No i jęczy, ciągle jęczy! Zawsze ma skrzywioną minkę, Zawsze zły jest na Halinkę, A gdy kręci się gdzieś z bliska To łzy z oczu jej wyciska, Nawet w nocy ją obudzi I marudzi i marudzi! Aż raz przyszła dobra wróżka, Zbiła rózgą Jęczy - Duszka I przysłała do Halinki Małe Śmieszki - starowinki: Trzy dziwaczne babuleńki, Pomarszczone, siwiuteńkie, Ale zawsze wesolutkie. Na ich widok pierzchły smutki, Łzy, grymasy i bez krzyku Jęczy - Duszek również zmyka. Dopadł wreszcie jakiejś szpary... . Teraz rządzą śmieszki stareJęczy - Duszek siedzi w murze... Oby był tam jak najdłużej!

Bajeczka Śpij syneczku, bo już wieczór, Opowiem ci bajkę: W piecu dziadek - Rudy Ognik Pali złotą fajkę. Lezie pająk po suficie Na cieniutkich nóżkach: Pewnie szuka gdzieś spóźnionej Zabłąkanej muszki. Leży kotek na przypiecku, Zmrużył oczy, chrapie, A za piecem szary szczurek Szmat papieru drapie. W ciemnym kącie siedzi Straszek I wytrzeszcza oczy, Ale ty tam synku nie patrz Niech się Straszek boczy! Zaraz precz go wypędzimy, Pójdzie w świat szeroki Bo dziś dziadek Rudy Ognik Ujął się pod boki. I po piecu się rozbija Tańcząc obertasa, Aż mu iskry szczerozłote

Lecą spod obcasa. Straszek uciekł... pająk zasnął... Kotek skoczył z murka I nie słychać więcej szmerów Spłoszonego szczurka Więc i ty syneczku zaśnij, Już skończyłam bajkę, Bo i dziadek Rudy Ognik Zgasił swoją fajkę.

Bajka Widzę, że moja mała wciąż na mnie zerka Już wiem co chce: "opowiedz mamo bajkę" Dobrze, czy o tym jak niezapominajka Przyglądała się w wodnym lusterku? Czy o tym jak na weselu róży tańczyły motyle, Czy jak się elfy kąpią w księżycowym pyle? A może o tym jak pająk dla pani Jesieni Haftował welon, miała iść do zakonu Ponieważ słońce nie chce jej za żonę Tylko do wiosny modli się rumieni. Ale wiatr nie puścił Jesieni do nowicjatu Podarł welon, na strzępy rzucił w przestrzeń siną. Ludzie mówią, że to pajęczyna I, że się zaczęło piękne babie lato Ale co oni tam wiedzą! Kiedy się słonko budzi I na kwiaty roni pierwsze łezki Mówią, że to rosa, a nie łzy niebieskie! Prawda jacy śmieszni ci dorośli ludzie? Za to my z Tobą wiemy, że to łzy z Bożego Oka, Ty mnie rozumiesz bo jesteś mała jak muszelka, A mama... mama chociaż wielka, Ale trochę buja w obłokach. Lecz uważaj: gdy Jesień ujrzała strzępy welonu Zaczęła płakać, zgubiła z jarzębin różaniec, Przetańczyła ze złości jakiś dziki taniec, Zamknęła do więzienia kwiaty i poszła spać zmęczona. Płaczą w ciemnicy róże, fiołki, sasanki: Poczciwe krasnoludki o długich nosach Dają im pić, rozczesują włosy I śpiewają śliczne, srebrne kołysanki. Potem... ale tu bajka się urywa Bo jej nie wolno mieć końca Inaczej to będzie nie bajka, W rzeczywistości szara i prawdziwa. Patrz za oknem zima wkłada futro Jesień usnęła i tobie już czas:

Śpią krasnoludki, śpią kwiaty, śpi las... Pytasz co dalej? Dalej będzie jutro.

Bajka motyla Usiadł motylek na kwiatku jabłoni Mówi - chcesz bajkę ci powiem: Była raz śliczna królewna na tronie I byli wokoło paziowie. Woła królowa jednego pazika: Chcę wiedzieć co dzieje się na świecie! Przypnij skrzydełka do swego płaszczyka, Polecisz... i motyl odleciał! Zmartwił się kwiatek jabłoni ogromnie I nawet się trochę obraził: - Nieznośny motylek! Na pewno zapomniał! Nie skończył mi bajki o paziu!

Leśne bajki Cicho szumią stare sosny, Cicho grają leśne grajki, Szmery krzepną dźwięki rosną Tworzą bajki, dziwne bajki. Jeśli w dzień upalny, jasny Dziecko czasem w borze zaśnie, To otoczą kołem ciasnym Jego główkę cudne baśnie. Będzie wtedy śnić o trzmielu Co stokrotce liczył płatki, Będzie tańczył na weselu Złotej pszczółki z leśnym bratkiem. I zobaczy jak motyle Grzeją w słońcu cienkie nóżki Albo spędzi miłe chwile Na przyjęciu u ropuszki. Pozna bajkę o jeziorze, W której rycerz śpi za kratą I na bal świerszczyków włoży Nową suknię z samych kwiatów.

Pozna inne różne dziwy Trochę straszne, śmieszne czasem Choć bajkowe nieprawdziwe Ale to są pieśni lasu.

Śpiąca Królewna Jam śpiąca królewna, mała, złotowłosa panna Zapatrzona w błękity i ciszę, Na promieniach wisi moja trumna szklana, Wiatr ją kołysze. Zapomniałam, nie wiem gdzie moja korona, Dawno, dawno odeszłam od ludzi... Serce zamilkło, - jestem uśpiona... Kto mnie obudzi? Zza sinego morza i zza gór wysokich Idzie dobra wróżka, idzie wiosna, A którędy przejdą jej powiewne kroki Wszędzie kwiaty rosną. Idzie z nią Królewicz Maj /czuję w szklanej trumnie/ Zimne bzy mi niesie w podarunku Przyjdzie, klęknie, spojrzy kojąco, dumnie I obudzi serce pocałunkiem. Pryśnie kryształowa moja trumna szklana I otworzę oczy nieprzytomne, ślepe, A on powie:" powstań złotowłosa panno! Serce twe ożyło, odrzuć krepę!"

Królewna z porcelany Gdzie pachnie maj, gdzie pachnie gaj, Nad rzeką krąży czajka, Gdzie świerszczów moc, gra całą noc, Tam się zaczęła bajka. Żyła od lat, śliczna jak kwiat Królewna z porcelany, Otaczał ją srebrzystą mgłą Świat snów zaczarowany.

W pałacu swym od lat i zim Królewna w rączki chucha: Nie ruszcie mnie! Bo będzie źle, Odejdźcie - jestem krucha! Lecz nadszedł dzień, gdy groźny cień Obłokiem ją otoczył: Przestąpił próg okrutny wróg, Królewnie zajrzał w oczy. Wyciągnął dłoń, wymierzył broń W jej postać tak powiewną, Wszystko jej skradł i rzekł: "idź w świat, Nie jesteś już królewną!" Więc prosta rzecz, że poszła precz, Rzuciła kraj kochany, Lecz pękło jej w tej chwili złej Serduszko z porcelany.

Mądra królewna Jedzie drogą, jedzie ścieżką Król Wesołek z córką Śmieszką. Siwy król ma złotą szatę, Śmieszka oczy jak bławaty, Siwy król ma twarz rumianą, Śmieszka - buzie roześmianą. Patrzy, dziwi się słoneczko: Dokąd jedzie król z córeczką? Gdzie go wiozą białe konie? Dokąd jedzie król w koronie? Patrzy, dziwi się wiewiórka: Śliczna jest królewska córka, Już ładniejszej nie ma na świecie Dokąd jedzie król w karecie? A król ujął się pod boki, W prawo, w lewo łypnął okiem I powiada grubym głosem: Wiozę Śmieszkę złotowłosą, Wiozę córkę swą do szkoły I dlatego dziś wesoły ! I cichutko mówi Śmieszka: Nie chcę wciąż w pałacu mieszkać, Czas mi zasiąść w szkolnej ławie Z dziećmi uczyć się i bawić.

Szklana Królewna Kryształowy flakon dzwoni Cicho śpiewnie. Opowiada o niej, O szklanej królewnie. Patrz: wychodzi lodowata I brzęcząca, Dzwoni długa, jasna szata, Sztywna, lśniąca. Ktoś ty, taka blada panno Z siwym włosem? -"królewna jestem szklana Z rozdzwonionym głosem" Wyprężona jak na musztrze, Cicho dzwoni: "Spałam dotąd w srebrnym lustrze, W zimnej toni. Pilnowały mię flakony Kryształowe O płonących, roziskrzonych Oczach sowy". Szklana panno! Głos masz ostry, Rozsypujesz szpilki: "Nie to osty, szare osty, To badyli kilka" Oczodoły twoje puste, Gdzie twe oczy? "Zatonęły w tafli lustra, W jej przeźroczach". Czy masz serce o, królewno, Miłosierdzia syte? A odpowiedz płynnie, śpiewnie: "Zbite, dawno zbite!" Patrz pod lustrem na konsoli Stoi, w ręce chucha, Prosi, "odejdź, nie rusz, boli, Jestem krucha!"

Markiza z porcelany Wśród figurek popłoch był z wieczora Na staroświeckiej barokowej etażerce: Markiza z porcelany dzisiaj chora! Markizę zabolało serce! Markiza nie chce tańczyć menueta Klawikord gra, a ona się nie rusza I próżno markiz smutny jak poeta Zamiatał pył swym kapeluszem. Zmrok dawno zapadł: księżyc bal otwiera I na podłogę rzuca białą kryzę, A markiz ukląkł zgrabnie i bez szmeru Przed piękna damą - przed markizą Lecz ona nie chce ująć krynolinki, Poprawić srebrne loki pod opaską Bo ma dziś serce chore i znudzoną minkę Markiza z porcelany saskiej.

Ballada o rycerzu bez skazy i bez trwogi Bywa tak, że w bajce nieraz Słychać prawdy twardy zgrzyt, Bywa tak, że prawda szczera Jest jak bajka, jest jak mit. I są czyny tak skrzydlate I są słowa, których treść Trzeba ubrać w złotą szatę I złotymi nićmi pleść: Czy to bajka, czy ballada Czy to prawda, czy to mit?... Patrz - tam klęczy postać blada I kajdanów słychać zgrzyt.

Była możną, dumną panią, Pierwszą wśród królewskich cór, Lecz zły smok się zawziął na nią, Srogi smok w kajdany skuł. Opuszczona w poniewierce, Wiara w wolność - to jej broń Ból rozdziera, krwawi serce, Wieniec z cierni zdobi skroń. Kto pośpieszy jej z pomocą, Kto łańcuchy zdejmie z rąk, Kto zwycięży ciemne moce I zaklęty złamie krąg? Ciężko wejść na szklaną górę Gdzie potworny wstrętny gad, Co królewską więzi córę Czuwa u żelaznych krat. Mija czas... pewnego razu Wieść gruchnęła, cudna wieść Rycerz dzielny i bez skazy Idzie, śpieszy pomoc nieść. Nie miał skarbów ni korony, Jeno prawe serce miał, Więc królewnie uwięzionej, Smutnej Pani serce dał. Leci wieść: już Rycerz blisko, Z głodu, znoju, śmierci drwi, Jeno szablę mocno ściska I krzaczaste marszczy brwi. Idzie we dnie, idzie w nocy Poprzez gęsty borów szum, Wiedzie z sobą do pomocy Szarych chłopców szary tłum. By królewnę z ręki obcej Wydrzeć, skruszyć czarów moc. Giną, giną szarzy chłopcy Walczy rycerz dzień i noc. Nie zna strachu, nie zna klęski, Jeszcze jeden, drugi krok Już u celu Wódz zwycięski' Zginął w walce podły smok. Zginął, przepadł, nie powstanie, W proch się sypie krwawy bicz, A u nóg królewskiej Pani Płonie ogień, płonie znicz. Czary znikły bez powrotu, Przed Królewną prosty szlak, Znowu zerwał się do lotu Biały Orzeł - dumny ptak. No a Rycerz ? Co z Rycerzem? Czuwał przy swej Pani On, Aż pewnego dnia na wieży Dzwon zapłakał smutny dzwon. Coraz głośniej, tęskniej dzwonił Ziemię okrył czarny cień... Dumna Pani łamie dłonie, Przyszedł dla Niej straszny dzień. Dumna Pani jest w żałobie: Ten co był bez plam i skaz, Srebrny Rycerz leży w grobie Srebrny Rycerz cicho zgasł.

Już nie ściska szabli w ręce Już nie marszczy groźnych brwi Bo się spalił w trudach, w męce, Bo za dużo dał swej krwi. Odszedł więc w niebieskie progi Poza ziemskich cierpień wał Rycerz dzielny i bez trwogi Co swej Pani życie dał Ale dusza Bohatera Czuwa, patrzy w nowy świt... Bywa tak, że prawda szczera Jest jak bajka, jest jak mit. Bywa tak, że nie ma zgonu Tam gdzie wielkość walczy ze złem Śpi pod wieżą srebrnych dzwonów Srebrny Rycerz srebrnym snem.

Rusałki W głębi morza mieszkają rusałki - takie dziwne panny O kobiecych główkach i tułowiach ryby, W nocy wychodzą z wody, ze szklanej wanny I patrzą na ziemię przez matowe szyby Księżycowych promieni. Oczy mają wiecznie senne, zagadkowe, zielone, Nasiąkłe seledynem morskiej fali. Spuszczają na ramiona włosów bogatą koronę I rozczesują cudnym, zrobionym z korali Różowym grzebieniem. Czasem śpiewają takie srebrne, roztęsknione pieśni, A wtedy nad morze przychodzi dziewczyna, Chodzi i słucha, później czy wcześniej Rzuca się w wodę i ginie w głębinach Błękitnej toni. Rusałki kładą nową koleżankę-topielicę W pałacu na dziwaczne wodorosty I tańczą wkoło... srebrny szlag księżyca Na próżno jej budują lekkie białe mosty By przeszła po nich...

Zegarowy duszek Mój dziwny domek mieści się w zegarze, Izdebka skromna - ciemna i niewielka: Ja jestem mały zegarowy karzeł W srebrzystych, aksamitnych pantofelkach. Na wstążce trzymam czas, bo leci niby z procy, Jak chyża strzała z napiętego łuku, Przez długie dni i nieprzespane noce W zegarze młotkiem pracowicie stukam. Rozpędzam chwile - niespokojne mrówki Gonię godziny, ile sił mi starczy I reguluję czarny ruch wskazówki Wśród cyfr okrągłej zegarowej tarczy. W zegarze brzęczy rój skrzydlatych muszek I na wyścigi gonią się godziny. A ja - zaklęty zegarowy duszek, Pilnuję kółek małej swej maszyny. A gdy do domu wejdą łzy i smutki, Albo choroba - wykrzywiona mara Dłoń na wskazówki kładę po cichutku I wolno zatrzymuję ruch zegara. A kiedy dobra wróżka swe oblicze Ukaże wreszcie i twój dom odszuka, To spuszczam czas jak psa z jedwabnej smyczy I znowu młotkiem prędko - prędko stukam.

Nocne duszki Kiedy schowa się słońce czuprynka ruda I noc nastanie - w pokoju dzieją się cuda: Wyłażą pająki- Matki Boskiej tkacze, Różowa lala przewraca z obrazkami teczkę. Krasnoludki cicho chodzą koło łóżeczka: /W białym łóżeczku śpi Halinka/ Z flakonu na kwiaty wychodzi mała Chinka, W jej lokach złote chryzantemy płoną Unosi szeleszczący tren kimona I w cichym tańcu spływa na kobierce. Na stole myszka gryzie piernikowe serce,

A ono płacze cukrem, rodzynkami I słodko kolorowy obrus plami. Pyzaty księżyc zza firanek siatki Zdziwionym okiem patrzy na makatki Na których kwitną kwiaty, rosną muchomory, Zaklęte jedwabnymi nićmi w cudze wzory. Obsadka z atramentem w papierach się tarza, Nad biurkiem drą się kartki z kalendarza Sprzeczając się zawzięcie o jutrzejszą datę, A skośnooki Chińczyk nalewa herbatę Do barwnych jak motyle filiżanek: Na jednej z nich wymalowano wianek, Na drugiej żółte twarze i cienkie warkocze A dalej znów rozwarte paszcze smocze. Z kasety wyskakuje mały, czarny Murzyn I wiesza się na listkach doniczkowej róży. Smarują atramentem książki "Płomyki", Zaprasza z ciemnych kątów psotliwe chochliki Do stołu na herbatę i na ciastka z kremem, Wyciąga małej Chince włosów chryzantemę, Po szybie pędzą wystraszone muszki... Tak bawią się do rana nocne duszki.

Błękitny duszek Był sobie mały, mały duszek Cały błękitny jak kwiatuszek Skrzydełka srebrne miał. Mieszkał w kielichach leśnych dzwonków, Fruwał po lesie i nad łąką, A w ptasich gniazdkach spał. Lubiły go też wszystkie ptaszki, Lubiły żuczki, świerszcze, ważki I lubił cały las, Bo piosenek, bajek i wierszyków Błękitny duszek znał bez liku, Umilał wszystkim czas. Nieraz zabłądził do ogrodu Gdzie pszczółki częstowały miodem Nieraz na drzewie siadł. W podwórku kucnął nad psią miską, I w lesie zanurzył się w mrowisko I znowu leciał w świat Wszędzie wyprawiał dzikie harce, Lecz za to tak grał na fujarce Jakby muzykant z nut. I ciągle śpiewał, ciągle gadał Zwierzątkom, ptaszkom i owadom Trzy po trzy wiersze plótł. A w nocy, kiedy księżyc świecił Odwiedzał w domach śpiące dzieci,

Sen na poduszkę kładł, Otwierał błękitny parasol I pod nim dzieci wiódł do lasu, Albo w pachnący sad.

Białe ludki W białym lesie białe ludki Szyją ptaszkom ciepłe butki, Bo sikorka zmarzła w nóżki, Katar ma i leży w łóżku. A pan gil czerwononosy Również nie chce chodzić bosy, Bo powiada, że z kichania Nos i tak mu spuchł jak bania. A wróbelki - zawadiaki Siedzą nachmurzone takie I ćwierkają z całej siły, Że też nóżki odmroziły. Nawet stara pani wrona Chodzi mocno zaziębiona Kracząc wciąż, że chce mieć buty Takie ciepłe i podkute. Białe ludki w lesie białym Mają pracy więc nie mało: Szyją płaszczyk dla zajączka Co to zmarzł i ma gorączkę. Pamiętają białe ludki O wiewiórkach tych malutkich, Którym trzeba dać na łapki Rękawice, no i czapki. Wiatr po lesie lata srogi Zawiał śniegiem wszystkie drogi, Tańczy w polu zawierucha I w skostniałe ręce chucha. Siwy mróz po lesie chodzi, Lśnią brylanty w jego brodzie, Siwy mróz w kudłatej czapie Chodzi, szuka, szpera, łapie. Prędzej, prędzej białe ludki Szyjcie ptaszkom ciepłe butki A zwierzątkom szyjcie futra, Bo pomarzną nam do jutra!

Strach Strach ma wielkie, obłąkane oczy, Siedzi zwykle w pustym, ciemnym kącie: Strach nie biegnie nigdy, tylko wolno kroczy I podłodze przedmiot trąci. Strach to zimny, czarny pająk: Jego długie, lepkie macki Gdy są blisko - prężą się i czają By pochwycić cicho i znienacka. Strach jak nietoperz nocy szuka By tłuc o mokre zapłakane szyby, Chwilami krzyczy głosem złego kruka, Niby odchodzi, ale tylko niby, Bo wnet powraca, skrada się i śmieje, Pod nogi kulę czarną toczy, Ocieka zimnym, rzadkim klejem... . Strach ma wielkie, obłąkane oczy.

Krasnal doktorem Pan muchomor zachorował I woła doktora: Idzie, idzie krasnal stary Leczyć muchomora. Niesie mu lekarstwa, zioła, Kijem się podpiera, Idzie prędko - przecież czeka Ten muchomor - sknera. Przyszedł krasnal, stawia bańki Robi mu masaże I owija skrzywionego W biały zwój bandaży. Poprzykładał mu kompresy, Poprzyklejał plastry Z płatków cienkich, delikatnych Bladożółtej astry. I po chwili już powraca, /Mieszka w gęstym lesie/

A na jego złote liście Sypie polska jesień.

Echo Maleńki cudaczek-księżniczka z nastroszoną czuprynką, Psotnica, figlarka-przedrzeźnia i tarza się w trawie ze śmiechu, Mieszka w lesie nad rzeką, nosi króciutką krynolinkę I nazywa się Echo. Oszukuje, zwodzi, w gęstwinie zielonym ognikiem zabłyśnie I nagle jak wystraszona sówka się schowa, Ustami ciemnoczerwonymi, jak dojrzałe wiśnie Powtarza kpiąco usłyszane słowa. Gonić ją - ucieka, wołać - szydzić nie przestanie I jak na złość powtarza okrzyk coraz głośniej: Taki z niej głupiutki, śmieszny roztrzepaniec Co nic się nie zna na grzeczności.

Jezioro Leśna wróżka dzisiaj smutna, oślepiona, chora, Jej paziowie szepcą: "co się wróżce stało"? Cudne oczy swe wrzuciła do jeziora, A w jeziorze woda zbłękitniała. I wyrwała sobie rzęsy długie, czarne I cisnęła w siwą mgłę w opary: Wkrótce nad jeziorem wzeszło drobne ziarno, A niedługo potem rosły tam szuwary, A na dnie w jeziorze wróżki, łzy umarłe Błyszczą diamentowo w bladym seledynie: Tych bezcennych skarbów strzegą wodne karły, A kto po nie sięgnie - ten zuchwalec zginie. Jeśli przyjdzie nocą to się w wodę stoczy, Zmęczą go uduszą blade, leśne mary, Bo jezioro sine, to zaklęte oczy

Wśród strzelistej frędzli długich rzęs - szuwaru.

Obłoki Różowe obłoki Mają potargane loki, Płową czuprynę krnąbrnego aniołka, Oczy okrągłe niebieskie Zroszone srebrem łezki, A na pulchnej buzi roześmiane dołki. Wiatr je pędza Niby pajęczą przędzę, Bawi się oderwaną koronką, Ucieka, znów goni, Chwyta wylękłe dłonie, I gdzieś uderza daleko w szklane dzwonki. Obłoki - mamidła Rozwijają małe skrzydła, Jak żaglowe łódki, Zwinne, malutkie Prują taflę niebieskiego oceanu Jak wiośniane gońce Przybiegły wreszcie do słońca By powiedzieć, że budzą się kwiaty różane. Figlarne obłoki Mają potargane loki, A krople rosy się trzęsą W błękitnych oczach pod słoneczną rzęsą. Figlarne obłoki Mają potargane loki, A krople rosy się trzęsą W błękitnych oczach pod słoneczną rzęsą.

Nie płacz słoneczko Nie płacz słoneczko, niegrzecznie i brzydko Jest bez potrzeby grymasić od rana! Cedzisz przez chmury swe łzy jak przez sitko I cała ziemia już nimi zalana. Co tobie dzisiaj, słoneczko, żeś chore, Smutne i blade? Czy Ciebie co boli? Czemuś spuściło w okienku swym storę I nawet nie chcesz popatrzeć na pole? Możeś rozdarło błękitną sukienkę? Możeś zgubiło trzewiczki czerwone

Albo ci dany przez wróżkę - Wiosenkę Prezent królewski - płonącą koronę? Nie płacz słoneczko i zalśnij na niebie Jasną kaskadą gorących promieni, Wyjdź spoza chmurki, bo smutno bez ciebie: Świat dziś wygląda jak szare więzienie. Nie płacz, nie ładnie być takim mazgajem! Osusz oczęta niebieską chusteczką, Zaświeć radosnym uśmiechem nad gajem, Polem i rzeką... no nie płacz, słoneczko!

Bal motyli Zapalimy szkiełka rosy, Rozczeszemy kwiatom włosy: Dziś - nasz wielki bal! Uroczyście jak w kościele, Księżyc nam na ziemię ściele Mleczno-srebrny szal. Za orkiestrę - śpiew słowiczy Gwiazda ogni nam pożyczy Do stu barwnych lamp Niebo szafir swój przesiewa, Wiesza na gałęziach drzewa Krążki ciemnych plam. Tańczmy ! dzisiaj nasze święto! Tańczmy w cudów noc zaklętą, W noc majowych snów! Jak flakony małe wianki, Wonne miodem macierzanki I wilgocią mchów, Otwierają cicho - cicho Przezroczyste swe kielichy, Perfumują nas. Tańczmy bo nadejdzie ranek, Słońce wyjrzy zza firanek Tańczmy póki czas! Naprzód lekkie zwinne pary! Księżyc błyszczy srebrno-szary, Jak hartowna stal... Szybko, szybko lecą chwile... Tańczmy! Dzisiaj bal motyli, Dziś nasz wielki bal!

O pszczółce, o róży i wielkiej awanturze Na klombie rosła róża /Okropna grymaśnica!/ I kiedyś odwiedziła Ją pszczółka złotolica. Powiada bardzo grzecznie: Kochana pani proszę Do ula dla królowej Dać miodu za trzy grosze!A róża oburzona: - Co za zuchwałe słowa! Wszak każdy musi wiedzieć, Że jestem też królowa! Tak coraz głośniej krzyczy, -Że byle pszczoła będzie Przychodzić po słodycze! Bzz... - zabrzęczała pszczółka I też się obraziła, Wynikła awantura I sprawa dość niemiła. A koniec? Piękna róża Straciła wszystkie płatki I długo z niej na klombie Śmiały się inne kwiatki.

Chora wrona Pani wrona była chora Poleciała do doktora: - Och doktorze, proszę ratuj Taki mam okropny katar! Boli głowa no i jeszcze Mam gorączkę, silne dreszcze!,... Lekarz - dzięcioł wronę bada: - Pani chuda jest i blada Trzeba więcej witaminy! Tran zapiszę, aspirynę... Proszę leżeć, pić herbatę I wnet przejdzie przykry katar, Buty kupić no i jeszcze Parasolkę nosić w deszcze. Pani wrona głową kręci: - Jaki mądry jest ten dzięcioł!

Muszka łakomczuszka Przyleciała czarna muszka Do ogrodu na jabłuszka, Krąży , brzęczy, wreszcie siadła, Dwa jabłuszka naraz zjadła. Potem już do śliwek leci Zjadła jedną, drugą, trzecią, Potem jeszcze kilka gruszek, No i bieda - boli brzuszek! Płacze wietrzyk: muszka chora! Trzeba lecieć po doktora. Przyszedł doktor - krasnal stary, Włożył na nos okulary, Puka, bada, kręci głową: Dam Ci olej rycynowy! Płacze gorzko biedna muszka: Już nie będę łakomczuszką!

O trzmielu co grał na weselu Zaproszono pana trzmiela Do ogrodu na wesele, Zaproszono go nad ranem Na ślub pszczółki z tulipanem. Trzmiel-artysta, trzmiel-muzykant Różnych piosnek znał bez liku, No i chyba nikt na świecie Nie grał piękniej na klarnecie: Nic dziwnego, że wesele Nie odbyło się bez trzmiela I, że chcieli państwo młodzi, By im zagrał coś w ogrodzie. Najpierw zagrał pieśń o wiośnie, O samotnej rudej sośnie I o krzaku dzikiej róży Połamanym podczas burzy. Potem grał o białej wiśni, Której piękny sen się przyśnił. Potem grał o niezabudkach

I tańczących krasnoludkach. Grał tak cudnie, tak wspaniale, Że się wszyscy dziwowali. Na listeczku siadła mucha W trzmiela patrzy, słucha, słucha. Złota pszczółka - panna młoda Uroniła łezkę miodu, A tulipan żółtym płatkiem Oczy też otarł ukradkiem. I pytały się ślimaki: "Kto to taki? Kto to taki?" Skąd piosenka cudna leci? A! to trzmiel gra na klarnecie! A zielona mała żabka Wsparła łeb na cienkich łapkach I słuchając tego grania Zapomniała o bocianie. No o potem oczywiście Trzmiel grał tańce tak siarczyście, Że się śmiały oczy, usta, Że nie mogły nogi ustać. Ciągnie gości długi łańcuch Rozbawionych skocznym tańcem, Tańczą goście na weselu Przy muzyce pana trzmiela. Tak tańczono, że ropuszki Wykręciły sobie nóżki, A błękitne niezabudki Pogubiły nowe butki, A żuk nawet był w rozpaczy, Że zdarł w strzępy złoty fraczek. Lecz najgorzej wyszły muszki: Tak wytrzęsły sobie brzuszki Że musiała dać im pszczółka Zamiast miodu - gorzkie ziółka.

O rudym lisku Chytry rudy lisek Przyszedł do kurnika Kury się przelękły, Narobiły krzyku. Mówi lisek słodko Do czubatej kurki: Spodobały mi się Twoje krasne piórka. Chciałbym przez czas dłuższy Przyglądać się tobie Przyjm me zaproszenie, Przyjdź do mnie na obiad! Na to mądra kurka

- Mój ty rudy lisku Ja się nie chcę znaleźć Na twoim półmisku Wiem, że w lisim ciele Chytra dusza siedzi, Więc dziękuję bardzo Jestem po obiedzie! Lisek odszedł smutny Zwiesił rudy ogon, Nagle patrzy - kaczka Człapie polną drogą. Bardzo się ucieszył; - Ach co za spotkanie! Chodź kaczuszko droga Do mnie na śniadanie. Masz prześliczny dziobek Piórka niczym pawie, Chciałbym cię ugościć Chciałbym cię zabawić! Nawet nie spojrzała W jego stronę kaczka, Poszedł dalej lisek Z miną nieboraczka. Wnet zobaczył gąskę, Więc do niej podbiega: - W życiu nie widziałem Czegoś tak białego! Chyba nie ma nigdzie Takiej drugiej gąski! Bardzo, bardzo proszę Do mnie na przekąskę! - Dobrze, pójdę chętnie Gęga gąska biała Dumna, że liskowi Tak się spodobała. No i zjadłby lisek Gąskę - ani słowa!

Kotki strojnisie Do krawcowej, do wiewiórki Przyszła kotka i jej córki: Moim dzieciom proszę pani, Sprawić chcę nowe ubranie. Starszej córce chcę na jutro Uszyć ciepłe szare futro I czapeczkę też kudłatą Z siwych puszków z białą łatą, A dla młodszej na ogonek Chce ochraniacz mieć z koronek,

A dla trzeciej całkiem małej Proszę szyć fartuszek biały. Już wiewiórka bierze miarę, Już się kręci, już się stara: Będzie futro, siwy puszek I ochraniacz i fartuszek!

Muchomory Krasnoludek dziś jest zły i chory: Spadł z konika polnego i stłukł nóżkę, Wszystko to zobaczyły stare muchomory I innym grzybom opowiedziały na uszko. Muchomory-plotkarze! Każdy z nich się puszy, Na krzywdę cudzą ślepy i głuchy Wprawdzie mają czerwone, śliczne kapelusze, Ale poza tym cóż one? Trucizna na muchomory! Gderają na wilgę, że pogubiła piórka, Ba, nieraz ośmielają się kłócić ze słoneczkiem! Znane są w lesie - nawet ruda wiewiórka Machnęła na nich pogardę ogonkiem Krasnoludek płacze, a muchomor bierze się za boki, Ledwo stoi ze śmiechu na swej jednej nóżce, A krasnoludek szlocha - czekaj jednooki, Poskarżę się naszej leśnej pani i wróżce! Przyjdzie, każe dzwonić w dzwoneczki lila I obwieścić, że muchomorom bieleją czapeczki, Potem pośle swego pazia - barwnego motyla By tę nowinę zaniósł - między kwiaty, żabki, Różne chrząszcze, żuki i ptaszęta... Zostaniesz sam znienawidzony, brzydki I nawet wiewióreczka dobra, uśmiechnięta Nie kiwnie na ciebie końcem rudej kity. Patrz już kapelusz twój bieleje, drze się! O, krasnoludek wiele zrobić może, Bo przecież jest on możnym panem w lesie Rycerzem wróżki - strzeż się muchomorze!

Idzie wiosna Idzie wiosna polną ścieżką:

- Uciekajcie białe śnieżki! Wzięła wiosna miotłę złotą Zmiotła śnieg i zmiotła błoto. W polu słychać śpiew skowronka, W niebie płonie złote słonko, W niebie wietrzyk chmurki goni, W lesie srebrny strumyk dzwoni. Idzie wiosna w słonka blasku Złote klucze ma przy pasku, Złote klucze od ciemnicy Białej zimy - czarownicy. Gdzie błękitny mignie płaszczyk Tam - niebiesko od przylaszczek, A gdzie stąpi jej trzewiczek Tam jest biało od śnieżyczek. Idzie wiosna leśną dróżką Kwitną kwiaty pod jej nóżką, Pod trzewiczkiem atłasowym Białe, żółte i różowe. Gdy wyciągnie wiosna rączki Biegną sarny i zajączki, Człapie miś, skacze wiewiórka Lecą ptaszki w strojnych piórkach. Gdy uśmiechnie się radośnie Wtedy w lesie coraz głośniej Gwiżdże kos i dzięcioł stuka, A kukułka woła "ku -ku" Gdy wieczorem spać się kładzie Pod drzewami w naszym sadzie, Stara grusza wiosnę tuli I cichutko śpiewa "luli".

Pantofelki słonka Zapłakało kiedyś słonko, Zapłakało srebrną rosą, - Kto uszyje mi trzewiczki? Nie chcę już wędrować boso. Mam czuprynkę całą złotą Mam promienne, jasne oczy, Mam na sobie płaszcz wspaniały, Tylko nóżki ciągle moczę. Cóż mi z płaszcza, cóż z sukienki, Co mi z moich pięknych włosów, Gdy po deszczu po kałużach Muszę zawsze chodzić boso! Usłyszała dobra wiosna Ten słoneczka lament wielki I już z kwiatów najpiękniejszych Szyje cudne pantofelki. Roześmiało się słoneczko Znów pogodne, znów radosne I włożyło na swe nóżki

Podarunek dobrej wiosny.

Jak jesień stroiła się Wyszła w pole blada jesień: Oj, jak zimno, oj, jak pusto! Okryj mnie, kochana chmurko Swoją ciepłą szarą chustą! Idzie jesień borem, lasem: Drzewa pięknie ustrojone, Podarujcie mi swe liście, Liście złote i czerwone! Ty, pajączku zrób mi suknię, Srebrną suknię z pajęczyny, A na szyję sznur z korali Zerwę sobie z jarzębiny. Tak się cudnie wystroiła, Że z zachwytu wiatr zapłakał, Porwał jesień i zatańczył Z nią dziarskiego krakowiaka.

Deszcz Pada deszczyk i kropelki dzwonią Patrz - po szybach płyną, płyną, płyną... Chmury uciekają, wiatr za nimi goni, Wieczór pelerynę włożył siwą. Kiedy deszczyk pada, siądziemy przy stole Z ciekawą książeczką albo koło pieca: Niech za oknem chodzi słota z parasolem, Niech kropelki deszczu lecą, lecą, lecą...

Płacząca wierzba Płacze wierzba, płacze, Stoi pochylona, Rozpuściła włosy Długie i zielone. Rozpuściła włosy Zasłoniła lica: - Sroka powiedziała Na mnie "Czarownica"! I jeszcze mówiła Ta niedobra śmieszka, Że w wielkiej dziupli Małe licho mieszka. Że po nocach licho Na fujarce gra I że jestem stara I że jestem siwa! Teraz żaden ptaszek Do mnie nie przyleci I będą z daleka Omijać mnie dzieci! A ja tyle umiem Ślicznych startych bajek I potrafię cicho Śpiewać baju - baju! Ptaszkom dam schronienie Dzieciom dam ochłodę, Nie chcę stać samotna Nad milczącą wodą!

Rozmowa w lesie Las zamyślił się i wzdycha, Las na piersi głowę zwiesił... Czemuś smutny, czemuś cichy,

O czym myślisz, ciemny lesie? Gdzie są twoje ptaszki małe? Niech świergocą, niech śpiewają! - Wszystkie ptaszki odleciały Het daleko w ciepłe kraje. Więc zawołaj swe zwierzęta: Misia, jeża, kilka lisków... - Wszystkie dzisiaj są zajęte Przy zimowym legowisku. Nawet żadna z wiewióreczek Nie ma dla mnie chwilki czasu Każda wzięła swój woreczek, Każda poszła po zapasy. Jasne słonko już nie świeci, Chmury płyną coraz gęściej, Czasem chłodny wiatr nadleci I w gałązkach mych szeleści. Skąd masz strój czerwono-żółty, Strój królewski skąd masz lesie? - Ustroiła mnie w klejnoty Bladolica, cicha Jesień.

W szkolnym ogródku W naszym szkolnym ogródku Astry płaczą cichutko: Słonko słabo przygrzewa, Wiatr nam włosy rozwiewa! Słonko złapać koniecznie Chce uparty słonecznik Na paluszkach, na pięcie Wciąż się kręci i kręci. Wróbel kłóci się z dziećmi: Okruszynek chcę, więcej! Proszę chleba nakruszyć , Bo śniadanie zjeść muszę! Dzieci śmieją się z niego, Każdy krzyczy i biega Aż się skarży makówka: Chyba pęknie mi główka!

W ogrodzie przed spaniem Złoty bochen chleba Złoty księżyc w górze... Wypiły już herbatę Herbaciane róże. Skończyły wbijać gwoździe Uczynne goździki W pantofelki osy, W motyle trzewiki. Pocałunkiem bratnim Aksamitne bratki Pożegnały na noc Sąsiadów i sąsiadki. Senne tulipany Tulą się do siebie I próbują zliczyć Ile gwiazdek w niebie. Chodzi sen po ścieżkach, Milknie szept w ogrodzie, Tylko smolinosy Plotkują o modzie, O wczorajszym balu I że pszczoła - łasuch I że motyl w tańcu Pogubił obcasy. Że wszystkich stokrotnie Przeprasza stokrotka Bo jest taka skromna, Bo jest taka słodka. A te lilie białe Wciąż wzdychają z żalem Że liliowej sukni nie miały na balu.

Żabi list Siedzi żaba w błocie, Czyta list od cioci, Lecz czytać nie umie Liter nie rozumie. Kręci list, obraca: Oj, ciężka to praca! Jak tu list przeczytać

Kiedy nie znam liter! Poszła do bociana, Pięknie mu się kłania: Przeczytaj, bocianie! Bocian aż się spocił Nad tym listem cioci, Wreszcie potarł czoło, Mówi: - idź do szkoły, Idź do dzieci, żabo, Bo ja czytam słabo. Poszła żaba... w szkole Przeczytał jej Bolek /choć się również spocił/ List od żabiej cioci.

U fryzjera Kiedyś piesek - Bryś kudłaty Tak do swego mówi taty: - Wybacz, że ci czas zabieram I chodź ze mną do fryzjera. Nie ma rady! Tato - Brysio Znalazł trochę czasu dzisiaj, Więc na uszy wsadził czapkę, Synka - Brysia wziął za łapkę, Zaprowadził do fryzjera: - Proszę ostrzyc kawalera! Fryzjer - stare duże psisko Szczerzy zęby: zrobię wszystko, Chociaż to nie mały kłopot: Synek ma na głowie szopę! Ale jakoś damy radę! Jestem majster wszak nie lada Proszę wierzyć mi że dzisiaj Już ostrzygłem pięknie misia. Uczesałem również jeża W kok wysoki niby wieża, A milutką białą kotkę Wygładziłam ślicznie szczotką. Fryzjer macha nożycami I w uśmiechu błyska kłami: - Tu za uchem będzie loczek Grzywkę zaczesze się na boczek, Tu poprawię, a tu przytnę, Tu szpileczką lekko przypnę, Tu kokardkę dam niebieską I odmienię całkiem pieska!

Lala Porzuciłaś dziecino lalkę niedbale, Bo cię znudziła i chcesz się bawić inaczej, Wybiegłaś z pokoju, bo cię zawołali, a lalka płacze, Ludzie myślą, że jest bezduszną królową zabawek Wiecznie różowa, bezmyślnie uśmiechnięta, A ona ma nieba lazurowy skrawek w smutnych oczętach Nieraz się płakać chce biednej lali, Na ludzi skarżyć, powiedzieć, że rozpacz dusi, A jej uśmiech na buzi wymalowali i śmiać się musi. Wiec tylko po nocach, albo gdy sama zostanie Wolno jej ronić łzy ciężkie jak grzech, A potem ma usta różowe i znów spływa na nie Porcelanowy śmiech.

Jak bawiły się lalki Kiedy noc ubierze ziemię, W szafirowe suknie, Kiedy każde zwierzę drzemie, Nawet ptak nie huknie, Nawet księżyc śpi w oddali Gubiąc biały szal, Wtedy wszystkie twoje lale Urządzają bal. Szara myszka do lepianki Swojej daje nura, Bo pan ułan łowiczankę Prosi do mazura. Patrzy na nich myszka szara Patrzy w swym ukryciu, Myśli:- takiej pięknej pary Nie widziałam w życiu! U obojga piękne loki, Oczy szafirowe, Pewne ruchy, dumne kroki,

Podniesione głowy. I nie zmyli ani razu Dzielne żołnierzysko: Bo to mazur, polski mazur

A w tych słowach wszystko! Łowiczanka też się zwija Dzielnie - zgrabnie hasa, Ma korale koło szyi I spódniczkę w pasy. I tak tańczą aż do rana, A gdy słonko wstanie Łowiczankę i ułana Znajdziecie już przy ścianie. Siedzą sztywne i bezczynne Jak prawdziwe lale, Jakby zamiast ich kto inny Dzisiaj był na balu!

U królewny Lali U królewny Lali Na wspaniałym balu W złocistym pałacu Tańczyły pajace. U królewny Lali Tańczyły krasnale, Żabki i ropuszki, Pajączki i muszki. A motylek mały Grał im na cymbałach, Potem bąk przyleciał I zagrał na flecie. U królewny Lali Na wspaniałym balu Kotek palił fajkę Mrucząc gościom bajkę.

Dwie siostry We wsi Niskie Płotki, Tam gdzie krzywe dróżki, Mieszkały dwie siostry, Dwie małe dziewuszki. Jedna z nich - Marysia, Różowa jak wiosna, Różne śliczne rzeczy Umie tkać na krosnach. Podczas słot jesiennych, Podczas długiej zimy Tkała piękne kapy I barwne kilimy. Druga siostra - Zosia Też ma zgrabne ręce Umie haftować Kwiaty na sukience Gdy nadeszły słotne I deszczowe ranki, Haftowała Zosia Cieniuchne firanki. Gdy nadeszły mroźne I śnieżne wieczory Haftowała pilnie Na serwetach wzory. Prędko przy robocie Zeszła zima blada... Maryś co zarobi Na książeczkę składa. Chowa i oszczędza Zarobiony grosik, Lecz nie można tego Powiedzieć o Zosi. Zosia lubi stroje, Więc kupuje stale To jedwabną chustkę, To barwne korale. Gdy nadeszła wiosna Patrzcie - co za czasy! Na wielką wycieczkę Pojechała Maryś. We wsi Niskie Płotki Podziw dla niej wzrasta Zwiedzi całą Polskę, Zwiedzi wszelkie miasta! W morzu się wykąpie I góry zobaczy!.... Zosia siedzi w domu Zosia gorzko płacze. - Cóż mi po tych strojach, Cóż mi po błyskotkach Kiedy muszę sama Siedzieć w Niskich Płotkach.

Cukrowe serduszko Jestem królewna z mlecznej czekolady, Miałam malutkie cukrowe serduszko, Srebrną sukienkę od wielkiej parady, A w bombonierce łóżko. Nieraz pochlebne słyszałam słowa, Że muszę być smaczną i bardzo słodką, Że warto skosztować. Może mi dzisiaj ktoś z was nie uwierzy Lecz miałam poddanych gromady, Miałam swe damy dworu, rycerzy A wszystko to z czekolady. Raz kiedy spałam w pięknej bombonierce Przyszło niesforne, psotliwe dziecko, Zdarło sukienkę mą, zjadło mi serce I znikło zdradziecko. Jestem więc dziś połamana i krucha, Śmieją się ze mnie wszystkie cukierki Z serca cukrowe zostały okruchy Na dnie bombonierki.

Jak dzieci do Pana Prezydenta wędrowały Oj zawiała zima drogi Srebrnym śniegiem, srebrnym puchem, Wiatr po świecie hula srogi, Wiatr w szerokim polu dmucha. Ziemia śpi i śpią obłoki, Drzemią, rzeki lodem skute, I nadchodzi wolnym krokiem Siwobrody miesiąc luty. (wchodzi Luty) Brwi zmarszczone, groźny taki! Brodą trzęsie, kijem macha Aż zwierzęta, ludzie ptaki Pochowały się ze strachu. Z panem Lutym nie ma żartówNie oszczędzi on nikogo, Bo pan Luty jest uparty,

Bo pan Luty patrzy srogo. Co to? Odgłos jakiejś wrzawy Po zmarzniętym polu leci?... Patrzcie: droga do Warszawy Ciągną wielkie tłumy dzieci (nadchodzą dzieci) Posiniały buzie, noski, W śnieżnych zaspach grzęzną buty, Biały szron osrebrzył włoski... Oj, pogada z Wami Luty! Luty(groźnie): Hej, kto idzie?! Czy nie wiecie, Kogo wyście tu spotkali, Kumu wyszliście naprzeciw Tak odwinie i zuchwale? Czy nie wiecie wy, śmiałkowie, Że ja was zamrozić mogę? Wiatr, gdy jedno słówko powiem, Śniegiem wam zasypie drogę! Co ja widzę? W rekach kwiaty? Kwiaty macie? Wonne, żywe, Gdy ja rządzę całym światem, Kiedy ziemia wypoczywa! Zmrożę kwiaty! Zmrożę nóżki! Nie pomogą ciepłe buty, Nie pomogą wam kożuszki!... Dzieci (wystraszone) Kto ty jesteś? Luty Luty jestem! Dzieci (radośnie) Luty! Wszak nam niesiesz święto! Nie rób takiej groźnej miny! Przecież Pana Prezydenta Dziś święcimy imieniny! Przecież myśmy - polskie dzieci! Dziś idziemy do Warszawy (Chociaż zima, mróz na świecie) Nie dla psot i dla zabawy. Z wyuczeniami nam tak pilno Poprzez śniegi i bezdroża, Spod Krokowa, i spod Wilna, I od Karpat, i od morza. Oj, nie gniewaj się staruszku Chcemy uczcić dzień twój pierwszy!... Zmrozisz kwiaty, to serduszka Pozostaną nam najszczersze. Polskiej ziemi Włodarzowi W darze te serduszka damy Wraz z piosenka. Niech się dowie, Jak gorąco go kochamy! Luty brwi rozchmurzył... słucha... Oczy dobre ma... Na kwiaty Już nie krzywi się, nie dmucha Swym oddechem lodowatym. Luty: Gadaj z tymi smarkaczami! Tak, to prawda - dzisiaj święto... Chodźcie, dzieci, idę z wami Uczcić Pana Prezydenta!

Znikły zaspy i kurzawa, Słońce świeci... Mróz ucieka... Patrzą dzieci - już Warszawa! Już i zamek niedaleko. A na zamku do swych gości Dobry Pan wyciąga ręce, Słucha szczerych słów miłości, Które rwa się z ust dziecięcych. Dzieci: Witaj Panie Prezydencie! Swe gorące serca niosą I składają Ci w prezencie Dzieci polskich miast i wiosek! Żyj nam długo! Żyj i pracuj Ziemi tej na wielka chwałę! Tego życzą Ci Polacy, Tego życzy Polska cała!

O ropusze plotkarze i obrażonym komarze Ta ropucha, ta plotkara Obraziła raz komara. Gadu-gadu poprzez płotek, Narobiła mnóstwo plotek. Powiedziała do kumoszki, Że komar jest rudy troszkę, Że to wielkie nicdobrego I że pewnie wkrótce zje go. Przyczajone komarzysko Usłyszało w krzakach wszystko. - Czekaj, czekaj ty, ty ropucho, Będzie z Toba dzisiaj krucho! Bom ja komar wojowniczy, Który z niczym się nie liczy. Poznasz żądło, moja mała, I tak będziesz uciekała, Aż pogubisz strojne kiecki!... - Ałła! - wrzasnął bez turecki. Lubię dzielnych wojowników, Co to robią dużo krzyku! Zbieraj wojsko, ruszaj w drogę, Ja ci również dopomogę, I ropusze daj po nosie, Niechaj pięknie cię przeprosi! Ale komar: - Wpierw pomyślę, Jakie wojsko do niej wyślę, Jak tę wojnę poprowadzę I jak sobie z nią poradzę. A ropucha dawno w wodzie Zapomniała o przygodzie. Siedzi komar wojowniczy, Który z niczym się nie liczy,

Ostrzy koniec żądła swego, Myśli - do dnia dzisiejszego.

Taniec na linie Dużo świateł ludzi... Zajęte loże, Zajęte ławki... mnóstwo dzieci w tłumie... Cyrk falami głów dziś pieni się, jak morze I jak morze, w czasie przypływu, szumi. Gra orkiestra... jeszcze... Jeszcze krótka chwila Przykre, niespokojne w serce ukłucie I wychodzą tańczyć swój taniec motyla Na wysoko w górze rozpiętym drucie. Uśmiecham się... tańczę... Bojaźń niewymowna Ściska moje serce i pęta ruchy... A za kulisami twarz starego klowna Patrzy poczciwie, dodaje otuchy. Z loży na arenę spadła bombonierka I czyjś głos dziecięcy powtarza stale: "jakże ślicznie tańczy ta mała tancerka I, spójrz, mamusiu, nie boi się wcale!" Nieznajome, obce koleżanki moje! Chcę zawołać do was, chcę krzyknąć: - dzieci! Ależ ja się boję, ja się bardzo boję, Tylko, że wy wcale o tym nie wiecie! Zaraz już, za chwilę, kiedy skończę tańczyć I uśmiechnięta, ale trochę blada, Skłonię się - rzucicie złote pomarańcze Da moich nóg, - i słodka czekoladę. Wiem, że szczerze, z serca chcecie wynagrodzić Za czas, co w cyrku wam wesoło płynie, Mnie małą tancerkę, która co dzień, co dzień Musi uśmiechać się, tańcząc na linie.

Pomyśl o sierotce Kiedy pierwsza gwiazdka wigilijne niebo Rozjaśni uśmiechem i wykąpie w złocie Pomyśl, że ktoś może nie ma dzisiaj chleba, Pomyśl o bezdomnej i głodnej sierocie. Pomyśl, że to przecież są dziecięce święta I że może teraz na blask twojej choinki Patrzą gdzieś za szybą chabrowe oczęta Jakiejś bardzo biednej i smutnej dziewczynki. Pomyśl tylko: dużo na szerokim świecie W tej chwili gdy siadasz do cichej wieczerzy Błąka się bezdomnych, opuszczonych dzieci Którym również trochę ciepła się należy. Patrz: tam na dworze mróz zaciska pięści Ostrym wichrem miecie, zimnym śniegiem prószy W czyjąś, pełną pragnień dziecinnego szczęścia, Małą lecz przedwcześnie zestarzałą duszę. Może kiedy pójdziesz do łóżeczka senna, Kiedy noc zimowa zaścieli kobierce, Gdzieś pod murem zmarznie jak w bajce Andersena, Tęskniąc za choinką, czyjeś małe serce. Pomyśl o sierocie w Jezuskowe Święta Niech jej uśmiech zakwitnie niby wonny kwiatek, Niech o krzywdach swoich więcej nie pamięta Gdy z nią dzielić będziesz serce i opłatek.

Biały Chrystus Szedł biały Chrystus po zmartwychwstaniu, Szedł polem promienny jak zorza: Słońce wybiegło na jego spotkanie I nisko kłaniały się zboża, Szedł Chrystus ubogi i bosy Gwarząc przyjaźnie ze słonkiem; "Bądź pochwalony" - szeptały mu kłosy, A w niebie dzwoniły mu dzwonki. Szedł biały Chrystus po zmartwychwstaniu

Drogą skąpaną w błękitach, Słońce klękało na kwietnym dywanie Świat Go pozdrawiał i witał. Wszedł do kościoła, stanął w ołtarzu; stamtąd do dziś nas łaskami obdarza biały Chrystus nad złotym kielichem.

Różaniec Matki Boskiej Wieczór niebieską chustą Otulił las i pole, Dzwonią liliowe dzwoneczki, Dzwonią w zbożu kąkole. Dzwonią na wieczorne pacierze, Dzwonią długo i cienko, Aż kwiaty, ptaszki i dzieci Do modlitwy uklękną. Sypią się, sypią paciorki Jak z serc wyłuskane ziarna, Matka Boska schyla się, schyla Żeby wszystkie do chusty zgarnąć. Każdy pacierz zamieni w gwiazdę, Z gwiazd zrobi cudny różaniec, Z tym różańcem pójdzie do nieba, Cichutko przed Synem stanie. I przebierać będzie paciorki, Z których każdy jak płomyk się świeci: Tak się modlą zajączki, tak ptaszki, "Tak kwiatuszki, a tak - dzieci."

Dzień trzeci Przyszły tam o świcie /a był to dzień trzeci /, Niosły wonne maści, niosły chusty białe, Żeby zanim słońce na niebie zaświeci Unieść i pogrzebać Jego święte ciało. Nagle... blask promienny... Jasność... Co się dzieje?! Odwalony kamień ciężki... grób jest pusty! Z drżących rąk wypadły maści i oleje, Z drżących rąk wypadły długie, cienkie chusty. W mrocznej wnęce grobu - anioł w białej szacie...

/przypadły do ziemi, ręce rozpostarły.../ "Pokój wam, niewiasty! Czego tu szukacie? Syna Człowieczego nie ma wśród umarłych! Wstańcie! Zrzućcie z serca smutek i żałobę, Nieście w świat nowinę, jak czarę złocistą, Że nadszedł dzień trzeci i że powstał z grobu Umęczony Jezus, zmartwychwstały Chrystus!"

Chrystus i róże Był u Chrystusa kiedyś dawno Cudowny ogród pełen róż: On czule pąki pielęgnował, Najmniejszy z listków ścierał kurz. A gdy się róże rozwinęły, Pachniało tak w ogrodzie tym, Że Chrystus zwołał wszystkie dzieci By się cieszyły razem z Nim. Lecz każde z nich zerwało kwiatek, Wdeptało róże w proch i pył... "A dla mnie co?" - zapytał Chrystus I w głosie jego smutek był. Uwiły dzieci ostre ciernie: "Dla Ciebie wieniec mamy już!" I krople krwi na Jego skroniach Zakwitły w cierniach zamiast róż.

Tęczowy most Łączy Pan Jezus niebo Łączy z ziemią tęczowym mostem, Żeby do ludzi i serc ich Łatwiej było się dostać. Schodzi Pan Jezus na ziemię Po cudnym tęczowym moście, Żeby nauczyć ludzi Wiary, nadziei, miłości. Chodzi Pan Jezus po morzu,

Ucisza huczące fale, Żeby rybacy z połowu Szczęśliwie z połowu wracali. Kładzie Pan Jezus ręce Na chorych zmęczonych głowach, A człowiek się wtedy uśmiecha I znów jest wesoły, zdrowy. Prowadzi Pan Jezus ludzi cudnym tęczowym mostem tam gdzie dojść mogą tylko serca dziecięce i proste.

Płaszcz Jezuska Pajączek snuje srebrną nić Pajączek dziś zajęty: Z cieniutkiej przędzy będzie szyć Płaszczyk dla Dzieciny Świętej. Bo Matka Boża roniąc łzy, Prosiła bardzo o to, By nie zmarzł Syn gdy przyjdą mgły, Jesienny chłód i błoto. Maluje słonko srebrną nić Kolorem cudnej tęczy Na jutro gotów musi być Jezuska płaszcz pajęczy.

Ucieczka do Egiptu Księżyc zdjął czapkę i nisko się kłaniał: "Uciekaj, Panienko, bo Cię Herod goni!" Mleczna droga rozkłada srebrzyste dywany: "Stąpaj lekko, osiołku, - niesiesz Pana nad Pany!" Wyszła mgła na spotkanie Najświętszej Rodziny I szepnęła:" ja płaszczem Dzieciątko owinę, Ja na drodze za Wami upadnę jak kłoda I zatrzymam żołdaków, nie puszczę Heroda". Wiatr porusza skrzydłami i bawi Dzieciątko,

Las otwiera ramiona: "mam ciche zakątki!" Drzewa szepczą: "ukryjcie się tu w naszym cieniu, Tu odpocznie Jezusek i znajdzie schronienie!" Tylko jedna osika tchórzliwie milczała I skulona, wylękła wciąż drżała... wciąż drżała...

Domek w Nazarecie Nikt w domku w Nazarecie Pracy się nie lęka Izdebkę zamiecie Najświętsza Panienka. Koszulki popierze, Powiesi na płocie: Niech je słoneczko strzeże, Niech je słoneczko złoci! Wyhaftuje cudnie Jezuskową szatę, A on Jej ze studni Nosi wodę za to. Razem z Matką w dzieży Pulchne ciasto gniecie: Będzie chlebuś świeży W domku w Nazarecie! Przyhycał zajączek, Stanął słupka, węszy: Szkoda ślicznych rączek Panienki Najświętszej! Święty Józef Stary Heblem gładzi deski, Jezus miesza farby Złote i niebieskie. Usiadł szary słowik Na gałęzi drzewa: "Muszę Jezuskowi Piosenkę zaśpiewać!" A za piecem kotek Mruczy myszkom: "wiecie Dużo jest roboty W domu w Nazarecie!"

Wnuczusia Anusia Babcia ma małą wnuczusię Co nazywa się Anusia: U tej Ani oczka czarne, Mały nosek, śmiech figlarny. Ania lubi czekoladę Lubi bardzo dużo gadać /No bo przecież jest dziewczynką!/ Mówi wierszyk o Murzynku, Czasem tańczy, czasem woli Inny wierszyk o przedszkolu. W główce, w nóżkach - różne psoty I choć jest jak mały kotek Śpi w łóżeczku, nie w koszyku I sięga brodą aż po stół Bo ma latka dwa i pół! Tak samo jak w wierszyku.

Kołysanka Ani Śpij, Anusiu - w złote sidła Sen cię złapał już, A twą główkę białym skrzydłem, Głaszcze Anioł Stróż. Śpij, by nóżki odpoczęły Co biegały dziś... W kątku lale już posnęły No i zasnął miś. Kotek mruczy swą piosenkę: A - a - a - a! A noc stoi za okienkiem I na gwiazdach gra. Księżyc srebrne piłki - plamy Chce ci w rączki dać...

Oczki czarne jak u mamy Muszą słodko spać Śpij, Anusiu, spij czarnulo Na poduszce z róż W złote łany cię utuli Biały Anioł - Stróż!

Śpij Dareczku Przyszedł wieczór w ciemnym płaszczu I cichutko w dłonie klaszcze, Czoło chowa pod kapturkiem, Spać zagania śpiące kurki, Spać układa ptaszki, kwiaty. Chodzi w mieście, chodzi w lesie, Worek snów ze sobą niesie, Wszędzie dotrze, wszędzie krąży A gdy worek swój rozwiąże Sny w pluszowych miękkich butach Wnet rozbiegną, się cichutko Do łóżeczek dzieci skoczą, Piaskiem złotym sypną w oczy. Śpią już żuczki i śpią muszki Przytul nosek do poduszki! Sen w kubraczku z cudnej tęczy Cicho usiadł na poręczy. Sen rozgościł się w łóżeczku: Luli, luli! Śpij Dareczku!

Promyczek Kiedyś słońce zgubiło promyczek, A promyczek na ziemię spadł, Żeby ludzie nie byli smutni, Żeby weselszy był świat. Nasz promyczek ma śmieszne liczki W oczach nieba błękitny znak, Okruch słońca przyniósł w uśmiechu I świergoce od rana jak ptak. Ma na buzi odblaski zorzy,

Ma paluszki jak płatki róży... Nazywamy tę zgubę słoneczka Tak po prostu - Dareczek - i już!

Mądry Dareczek Nasz Dareczek jest mądrala Każdy o tym wie: Już rozumie, że nie wolno Gdy ktoś mówi -"nie!" Wie, że trzeba brzuszek cisnąć Żeby piszczał miś, A zbieranie się na spacer To oznacza " iść ". Że siadanie na nocniczek To nie żadna gra, A gdy z domu się wychodzi Trzeba robić "pa!" Że na rękach u tatusia To prawdziwy raj, A gdy mama zupkę robi To się woła "daj!" Wie, że na grubiutkich nóżkach Trzeba mocno stać A gdy mu powiedzą "luli" No to trzeba spać!

Kluczyk Daruś, maleńki mój wnuczek Ma zaczarowany kluczyk. Wszystko tym kluczykiem otworzy: Niebo i ziemię, góry i morze. Wszystkie drzwi i wszystkie kryjówki. Muszle, kwiaty, a nawet makówki. Ptasie gniazda i dziuple wiewiórki, Sny najpiękniejsze gdy idzie do łóżka, Duże serca i małe, najmniejsze serduszka!

Buczek U wnuczusia, u Dareczka Była złota komóreczka Do komórki złoty kluczyk, A w komórce siedział buczek Nasz Dareczek był ciekawy I tak sobie dla zabawy Drzwi kluczykiem tym otworzył Co się stało! Mocny Boże! Buczek skoczył wprost na Darka, Usiadł mu na samym karku I nuż buczeć z taką siłą, Że aż w uszach nam dzwoniło! Mama, tata pędzą Buczka , Babcia też ratuje wnuczka: Precz! Uciekaj Buczku! Fora! A on do telewizora! Tam się schował i tam buczy... Darku, Darku! gdzie masz kluczyk? Kluczyk przepadł - kamień w wodę! To ci pech! To ci przygoda! Po coś Darku drzwi otworzył Buczek jest w telewizorze! Z jakiej go wydostać dziurki I jak wsadzić do komórki?

Darusiowe chcę Chcę gwiazdkę z nieba, chcę szybkę z okna Chcę kafelek z pieca! Chcę brnąć w kałużach, na deszczu moknąć Jeździć u taty na plecach. Chcę głośno krzyczeć, chcę śmiać się błogo, Albo się czasem napuszyć, Chcę ptaszkom soli nasypać na ogon I pieska złapać za uszy.

Chcę kupić księżyc, gryźć go jak rogalik, Albo jak piłkę toczyć, Można go też zamiast lampki zapalić Kiedy w pokoju się mroczy. Chcę rozmaite wyczyniać psoty Po ścianach chodzić jak mucha, Iść do łóżka z misiem i kotem, A starszych nie zawsze słuchać. I chcę na słonku usiąść okrakiem: Niech w nos mnie promyczek łechce Chcę raz być myszką, a czasem rakiem I chcę grymasić: nie! "Nie chcę!"

Łobuzy Mam dwóch wnuczków, dwóch łobuzów Co szukają wiecznie guzów: Jeden ma na głowie loczki Drugi zaś - figlarne oczki. Jeden z nich - mały Kamilek Nie usiedzi ani chwili, Starszy - Daruś mu wtóruje I z nim razem dokazuje. Chłopcy są jak malowanie Lecz zbierają ciągle lanie! Czy to ładnie psocić wiecznie? Czy będziecie wreszcie grzeczni?

Na Dzień Matki Od córeczki, od Anusi Przyjm w prezencie skromne kwiatki: Bardzo kocham Cię, Mamusiu I nie tylko w Święto Matki! Dam buziaka Ci bez słowa Dam serduszko bez gadania! Zawsze bądź wesoła, zdrowa,

Zawsze kochaj swoją Anię!

Nie sprzedam Ciebie Nie sprzedam Ciebie, nie oddam nikomu Za bursztyny miodowe, Za marmury różowe, Za białe lub czarne diamenty, Ani za skarby schowane, Ani za perskie dywany, Nie oddam Ciebie za skrzynię złota Ani za pieska, Ani za kota, Ani za chłopca z bajki, Choćby był najgrzeczniejszy, Choćby był najładniejszy, Choćby był królewiczem lub grajkiem. Nie sprzedam Ciebie, nie oddam Ciebie Nawet za gwiazdkę w niebie Nawet za księżyc blady, Ani za słonko, ani za tęczę. Ani za suknię ze srebrnych pajęczyn, Ani za stos czekolady!

Wszystkim jest pilno Co za czasy! Co za czasy! Wszyscy dzisiaj gdzieś się spieszą, Wszyscy pędzą, wszyscy jeżdżą, I nikt nie chcę chodzić pieszo, Mały Zbyś na hulajnodze Za kolegą mknie zawzięcie, Duży Janek na rowerze Pedałami dzielnie kręci. Zbuntowały się zwierzęta, Zbuntowały się też ptaki: "Czy to my jesteśmy gorsze? Albo my to byle jakie?" I już wróble swoje dzieci

Hałaśliwie pouczają: "Trzeba skrzydła zaoszczędzić Pojedziecie więc tramwajem Lecz nie wolno skakać w biegu, Ani też na stopniach wisieć"... Jadą wróble, pędzą autem Otulone w futra misie. Sarny mkną na motocyklach, A zające na skuterach... Zaczynają już grymasić Zaczynają już przebierać: Jakie firmy, jakie marki Mają te czy inne plusy I podobno nawet ślimak Zaopatrzył się w "Mikrusa". No i rzecz zupełnie pewna, /Wszystkie sroki o tym plotą/ Że bociany do Egiptu Odleciały samolotem. A skowronek - pobił rekord I jak ptasia plotka głosi Sam wystrzelił się rakietą I dziś krąży już w kosmosie!

Przebudzenie Budzisz się z płaczem, otwierasz oczęta Pełne łez - rozdzwonionych okruchów kryształu: Wiem, że wracasz z bajkowej krainy do świata, W którym tak łatwo zabłądzić. Gdzieś znikły, zajączki, śmieszne krasnale, Tylko w rzęsach, jak mucha w sieci pajęczej Zaplątała się bajka w niebieskiej sukience, A z różowych jej butków masz ślad na buzi. Dzień wprawdzie pachnie ramionami mamy, Dzień wita Cię uśmiechem, kaszką i mlekiem, Ale są w nim też rzeczy tak dziwne i trudne, Że nieraz trzeba popłakać. I mrużysz oczęta, chcąc zatrzymać bajkę, O której my dorośli nic nie wiemy, A twe paluszki - małe zwinne rybki Chwytają srebrne krople snu.

Ogródek krasnoludków Idzie wiosna świat się budzi, Pełno pracy mają ludzie, Pełno pracy i sprzątania Na przyjęcie cudnej pani. Nawet małe krasnoludki Muszą zająć się ogródkiem Opuściły więc od rana Swoją chatkę pod łopianem. - Hej, Wesołek, rób porządki! Siwobrodek, porób grządki, Misieoczko, sprzątaj śmiecie Niech ogródek aż się świeci! Tak się dziarsko nawołują I pracują, i pracują! Lecz najbardziej rozgarnięty Jest krasnalek Wiercipięta. Tutaj skacze, tam się krząta Do każdego zajrzy kąta, - Precz te liście, precz to błoto, Ogród musi być jak złoto! Bardzo zmęczył się Wesołek Bo pracuje w pocie czoła, Grabi ścieżki, grabi dróżki Aż go bolą ręce, nóżki. Prawdę mówiąc - nic dziwnego Grabie większe są od niego Lecz wytrwale nimi macha, Aż tumany lecą piachu. Siwobrodek ciągle wzdycha Że to małe psotne licho Ten skaczący Wiercipięta Pod nogami mu się pęta. Misieoczko z tej łopaty Ręce całkiem ma jak z waty, Ramię boli, kłuje w boczku Biedny, biedny Misieoczko! Wreszcie woła Wiercipięta Zawsze żwawy uśmiechnięty: - teraz chodźcie sadzić kwiatki Tu stokrotki, a tu bratki. Bratki żółte i niebieskie Posadzimy dla Tereski, A różowe te stokrotki Posadzimy dla Dorotki. Idź z konewką, Siwobrodek, Musisz przynieść dużo wody, Misieoczko, ty z Wesołkiem Róbcie w grządkach małe dołki. A nie krzywić się! Wszak praca

Kształci, uczy i wzbogaca! Do roboty! Ani słowa! A ja będę was pilnował Siądę sobie na słoneczku I opowiem wam bajeczkę.

O Duszku - Pasibrzuszku Mały Duszek-Pasibrzuszek Napchał pełną kieszeń gruszek, Pod drzewami siadł w ogródku I zajada po cichutku. Pająk stary, pająk siwy Patrzy, myśli: - co za dziwy! Nie rozumiem, jak w żołądku Tyle zmieści niebożątko! Potem Duszek-Pasibrzuszek Zjadł calutki kosz jabłuszek, Potem jeszcze /dziw nad dziwy/ Śliwek wziął od starej śliwy. Aż jesienna senna muszka Zapatrzyła się na Duszka I wleciała w srebrne sieci, Które stary pająk plecie. Poszedł Duszek do Małgosi, Pięknie kłania się i prosi: Daj usmażę ci powidła Bo bez pracy życie zbrzydło! Dała Małgoś śliwek, cukru, Pasibrzuszek zrobił ukrop, Czy dość słodki chciał skosztować, Bęc i wpadł do rondla głową Ledwie wylazł - cały lepki, Zgubił nowe piękne trepki I w sekrecie wiem od muszek, Że go bardzo bolał brzuszek.

Jak babulka zioła zbierała i gotowała Chodzi babulka po lesie, Chodzi i chodzi dokoła, Koszyk w ręce niesie, Zbiera do niego zioła. Śmieje się babcia pogodnie Do słonecznego poranka Zbiera złocisty rozchodnik, I zbiera też macierzankę. Chodzi babulka po polu, Chodzi po rosie o świcie I chociaż plecy ją bolą Schyla się wciąż pracowicie. O to złocisty rumianek, O to i polne bratki: Będą kompresy na rany, Będą lecznicze herbatki. - Chodźcie tu piołun i mięta, Bez was się nigdzie nie ruszę, Ten o was zawsze pamięta Kto zachoruje na brzuszek. Chodzi babulka tak w kółko, Chodzi o świcie po łące Schyla się ciągle po ziółka, Ziółka lecznicze, pachnące. Suszy babulka, suszy Ziółka o świcie zebrane: Piołun pomocny na brzuszek, Miętę i złoty rumianek. Warzy babulka, warzy Zioła zebrane po rosie, Aż pot jej spływa po twarzy Aż pot jej spływa po nosie A w garnku zła macierzanka Krzyczy: - mnie tu niewygodnie! Bratek się kłóci z rumiankiem, Kręci się złoty rozchodnik. Mięta zaś zawsze wesoła, Teraz skrzywiła się troszkę Chyba dlatego, że piołun Sąsiad jej był strasznie gorzki. Mruczy babulka stara, Cieszy się swoją robotą: Będą herbatki, napary Na brzuszek, kaszel i poty.

Kwiat paproci Za sinym morzem, za siódmą rzeką Jest groźnych gór zębaty pas, Za górami hen - daleko Zaczarowany szumi las. Tam drzewa trzęsą siwą brodą I spod zielonych patrzą brwi, Tam jest jezioro z czarną wodą Na dnie którego wodnik śpi. Tam nie szczebiocą ptaki, tylko Złowieszczo kracze czarny kruk I słychać wycie szarych wilków, A w nocy sów żałosny huk. Strach wielkooki w dziupli mieszka I złe chochliki są tam też, Chwilami przemknie wąską ścieżką Na polowanie - dziki zwierz. W tym lesie wiedźma rozczochrana Pod drzewem śpi i raz na rok W czerwcową noc świętego Jana Wyłazi z lochu straszny smok. A kiedy księżyc się rozzłości Wśród chmur co ścielą się jak dym, Zakwita cudny kwiat paproci W zaczarowanym lesie tym. W ciemnościach płonie złotym żarem, Wokoło leży skarbów moc I straszne dzieją się tam czary W świętego Jana letnią noc. Chrust suchy pod nogami chrzęści Wokół drzew ponury szum Po kwiat paproci i po szczęście Ciągnie do lasu ludzi tłum Lecz złe chochliki, psotne śmieszki Przyćmiły mgłą zakwitły pąk I poplątały leśne ścieżki W zaczarowany, błędny krąg. I tylko ten zły czar przełamie I przed tym, pierzchnie straszny smok Kto mężnie walcząc z przeszkodami Zwycięży ciemność, skruszy mrok. Kto serce ma pełne dobroci, Kto w sobie nosi skarbów moc, Ten znajdzie cudny kwiat paproci W świętego Jana letnią noc.

Kopciuszek W księżycowym pałacu, na księżycowym balu Tańczy zła wróżka, a z nią piękny Królewicz Wróżka była dobra, lecz ją zaczarowali Kto to zrobił? Dlaczego? Nikt do dzisiaj tego nie wie. Strojni goście na sali wyjść z podziwu nie mogą: Jaki piękny Królewicz! I jaka zła wróżka! Nikt nie zwraca uwagi na stojącego w progu Odzianego w łachmany, nie zaproszonego Kopciuszka. Jest inaczej niż w bajce! Nie zgubi trzewiczka. Nie ma złotej sukienki, nie może wejść boso, Tylko trochę popatrzy na bał Królewicza I odejdzie... i pójdzie gdzie oczy poniosą. Będzie gwiazdy przebierać zamiast maku i grochu, Będzie prząść pajęczynę, a czasem zapłacze, Że Królewicz, Kopciuszka nie może pokochać I że w bajce prawdziwej jest zawsze inaczej.

Dziwy w szkole W pewnej szkole, w pewnej klasie Wszystko dzisiaj jest inaczej: Śmiech ogarnął beksę Kasię, A wesoły Jurek płacze. Wprost nie można poznać Zbyszka Co do figli jest najpierwszy: Siedzi cicho niczym myszka I powtarza z książki wiersze Na katedrze leniuch Sławek Bardzo gniewa się i sroży, Bez litości dwóje stawia Tym co nie umieją mnożyć. Pani w ławce skromnie siedzi Palce w górę wciąż podnosi, Ale nie umie powiedzieć

Ile jest sześć razy osiem. Potem - polski: "rój wzlatuje" Dyktowała im Tereska: Pani znów dostała dwóję "rój" pisała o z kreską! Co się stało? Gdzie są błędy? Kto zawinił - Pani? Dzieci? Nie! Popatrzcie na kalendarz Przecież to jest pierwszy kwiecień!

Awantura w piórniku U Jerzyka w piórniku Było dziś dużo krzyku: Narzekały ołówki Że zegara wskazówki Idą chyba powoli, Że czas dawno być w szkole. Grymasiła obsadka, Że choć piękna i gładka Tu w ciemnościach się gniecie, Że jej nikt nie poświeci, Że chce leżeć na biurku, Że chce złote mieć piórko A stalówki sąsiadki Nie dla takiej obsadki! Obrażone stalówki Obróciły swe główki: "Jeśli się nie uciszy Sama sobie niech pisze!" Szara gumka z kącika W samym rogu piórnika Zawołała cichutko, Że ją depczą po butkach. W końcu piórnik ze złości Krzyknął: "dość mam tych Gości! Wciąż mnie kopią w żołądek Czas już zrobić porządek!" Zeszyt woła: "Jerzyku! Awantura w piórniku!" Jerzyk przybiegł wesoły: "Spokój! Chodźmy do szkoły!"

Modlitwa za małego świerszczyka Czuwaj Panie nad małym Świerszczykiem, Niech po łące radości skacze, Niech na próżno nie tęskni za nikim, Niech do zimnych serc nie kołacze. Wybierz spośród aniołów-stróżów Tego, który świeci najjaśniej, Żeby chronił świerszczyka przed burzą I nad snem jego czuwał, gdy zaśnie. Wybierz gwiazdy najbardziej złote Wybierz kwiaty, skropione rosą, Z których cudne sny mu się splotą I skrzydełka u ramion wyrosną. Za pieszczotę co w smutek wnika, Za dni moje co wnet przeminą Pobłogosław mego Świerszczyka, Daj mu ciepły kąt za kominem!

Jak jest na księżycu Na księżycu Niedźwiedzice Zbudowały dziwne miasta: Parki z cukru wieże z kremu I waniliowe ciasta. Na księżycu W kamienicach Wszędzie srebro, wszędzie marmur, A w cukierniach marmurowych Lody zawsze są za darmo. Płynie rzeka Pełna mleka, Są jeziora: jedno z miodu,

W drugim zaś bita śmietana Wciąż się pieni zamiast wody. Na księżycu Po ulicy Spacerują białe słonie I kucyki kopytkami w marmurowe bruki dzwonią. A beztroski Pan Twardowski Pali fajkę, miód popija, I na palec wąs nawija. Na księżycu W tajemnicy Mówię Wam - w wielkim sekrecie W szkołach mają same piątki, Same piątki - wszystkie dzieci!

Bajki i opowiadania

Rok szkolny się zaczął Chlap obsadka wyskoczyła z palców zaspanego Zbyszka i rozłożyła się wygodnie na czystych kartkach. -Oj, oj, oj! Moje ubranie - jęknął przerażony zeszyt. Proszę uważać - dodała książka, odsuwajac, pospiesznie nowiutkie okładki byłaby pani mnie ochlapała atramentem. - Moje ubranie! - Płakał zeszyt - jak ja teraz wyglądam cały poplamiony! - Przepraszam bardzo, przepraszam! Zbyszek zasnął tak nagle, nie zdołałam utrzymać równowagi, - tłumaczyła się nieśmiało winowajczyni. - Strasznie mnie przykro, że narobiłam tyle zamętu. Rok szkolny się zaczął - burknął stary kałamarz - poczekajcie trochę moi państwo, a wszyscy znajdziemy się niedługo w gorszych opałach. - Pan zbyt czarno patrzy na świat - wtrąciła pojednawczo bibuła. - Gdyby mnie napełniono czerwonym atramentem, może bym patrzył bardzie różowo, ale teraz jestem przekonany, że wiele nas czeka niemiłych chwil. Czy wiecie co to jest rok szkolny? Ciągła praca na usługach dzieci, nieraz niewdzięcznych, leniwych i nieporządnych. Nie mam żadnej pewności, czy do wiosny nie pozostaną ze mnie tylko kawałki! - Gdyby Zbyszek nie zasnął teraz nad zadaniem, nie miałbym poplamionych kartek - jęknął znowu zeszyt. – To wszystko jeszcze nic. Jeżeli ktoś ma prawo do narzekania, to tylko ja - odezwała się płaczliwie tabliczka mnożenia. - Nie wiem dlaczego mnie dzieci nie lubią. Przecież staram się ich nauczyć rzeczy ważnej i pożytecznej. Beze mnie nie dały by sobie rady w życiu. A jednak choćby taki Zbyszek, chłopak w gruncie rzeczy nie głupi, patrzy w moja stronę bardzo niechętnym wzrokiem. Raz nawet walił we mnie pięścią z całej siły, bo ani rusz nie mógł zapamiętać Ile jest 8 razy 8. - To jest oburzające! -

rozgniewał się kałamarz nie na żarty. - Nie możemy pozwolić na takie rzeczy. Uważam, że najlepiej zrobimy, jeśli zbuntujemy się i wymówimy służbę Zbyszkowi i wszystkim niedbałym dzieciom. Niech pozostają nieukami, jeśli nie chcą nas należycie szanować. Chodźmy w świat na poszukiwaniu dzieci porządnych i pilnych, które nie śpią nad szkolnym zadaniem i nie znęcają się nad biedną tabliczką mnożenia! - Chwileczkę! - zawołała książka. - Rok szkolny dopiero się zaczął i wierzę mocno, że Zbyszek Z biegiem czasu zmieni się na lepsze. Zresztą, jak sami przyznaliście, nie jest najgorszym dzieckiem. Radzę jeszcze zaczekać, a tym czasem ja spróbuję przemówi do niego i przerobić go powoli na wzorowego ucznia. Sądzę, że to mi się uda. - Tak, tak, to dobra myśl! przemówmy do niego wszyscy! -krzyknął zeszyt - a może zrozumie, że nie wolno zasypiać nad zadaniem! - Że nie wolno psuć stalówek! - Tłuc kałamarzy! - Niszczyć książek! Złościć się niepotrzebnie na tabliczkę mnożenia! Że trzeba się dobrze uczyć i pilnować porządku w nowym roku szkolnym! - Cicho! Zbyszek się budzi! Na stole zapanował spokój. Zbyszek rzeczywiście otworzył oczy i uniósł głowę znad poplamionych kartek. - Słyszałem wszystko, - i obiecuję, że odtąd będzie inaczej!

Skarby Pani Jesieni - Nie cierpię jesieni! - mówi głośno Irenka. - Nie cierpię szarej jędzy! Mamusia, zajęta przyrządzaniem śniadania uśmiechnęła się pobłażliwie. - Szkoda! Bo Pani Jesień kocha dzieci i najdroższe swoje skarby przynosi im w prezencie. Irenka szeroko otworzyła oczy. - Skarby? Jakie, mamusiu? Gdzie? - Zjedz śniadanie i wejdź do naszego sadu, a może je znajdziesz - mówi mamusia. Zaciekawiona Irenka wypiła pospiesznie mleko i po chwili była już w sadzie. Ale co to? Naprzeciw idzie piękna pani. Suknię ma purpurową, a płaszcz złocisty. Na ślicznych kasztanowatych lokach lśni wieniec ze złotych liści i welon z cieniutkiej przędzy pajęczej. Dobre siwe oczy patrzą na Irenkę z uśmiechem. Dzień dobry, Iruś! - mówi melodyjnym głosem. - Jestem Jesień, brzydka, zła, szara jędza, bo za taką mnie, zdaje się miałaś... Irenka zarumieniła się po same uszy. Nie wie co odpowiedzieć. A Pani Jesień śmieje się srebrzyście i głaszcze delikatną rączką spuszczoną główkę dziewczynki. - No nie wstydź się, maleńka, i nie smuć! Patrz, ubrałam sad na twoje powitanie w swe najpiękniejsze skarby. Spojrzała Irenka i widzi, że drzewa aż uginają się pod ciężarem wielkich soczystych owoców. Tu rumienią się czerwone, jak krew, jabłka, tam złocą się wspaniałe, pachnące gruszki. Gdzieindziej znowu ciemno-granatowe, aksamitne śliwki mrugają z poza liści i aż się proszą do buzi! A pod drzewami i wśród gałęzi uwija się moc

drobnych dziwacznych człowieczków ze srebrnymi skrzydełkami. - To moje Służki - Duszki - wyjaśnia Pani Jesień. - Pilnują owoców w czasie dojrzewania, a najdojrzalsze strącają delikatnie na ziemię. - No, nie bardzo delikatnie! zawołała nagle Irenka. Bo właśnie w tej chwili jeden Duszek wycelował w nosek dziewczynki jabłkiem. Pani Jesień pogroziła psotnikowi. - Dobre stworzenia i pracowite, tylko lubią figle! A dziś mają szczególnie dużo pracy, bo to pora owocobrania. Weź sobie koszyk, Irenko, i pomóż im trochę. Jeśli masz ochotę. Ależ, naturalnie! - ucieszyła się dziewczynka. - Czyż może być coś przyjemniejszego?! I po chwili uwijała się pod drzewami, wraz z gromadką malutkich człowieczków. A Pani Jesień mówiła z uśmiechem: widzę żeś zadowolona z mego prezentu. Na długo ci starczą te skarby. Z części owoców mamusia usmaży konfitury. Resztę przechowa w sianie, byś miała przez całą zimę świeżutkie jabłka i gruszki. Widzisz, że nie jestem taka zła, jak myślałaś. Irenka na chwilę przerwała pracę i spojrzała zawstydzona, w piękne oczy Jesieni. Pani jest śliczna i bardzo dobra! Zawsze będę Panią kochała. A te skarby są wspaniałe i za nie mocno, mocno Pani dziękuję!

WOUK Zima była tego roku bardzo surowa. Mrozy trzymały siarczyste od samej wigilii i zdawały się trzymać bez końca. Śniegu nawiało olbrzymie kurhany, wśród których schowały się zupełnie słomiane strzechy chat. Nocą wilki przychodziły do wsi, prawie pod same chałupy, budząc mieszkańców przeraźliwym wyciem. A na drugi dzień ten i ów gospodarz nie mógł doliczyć się prosiaka lub owcy. Któregoś wieczora rozzuchwalone bestie goniły sołtysa powracającego saniami z miasteczka. Ledwo im zdołał uciec, rzucając w sam środek gromady płonącą wiązkę słomy. Ale strachu się najadł i to nie byle jakiego! Kaziuk też boi się wilków. Do szkoły w sąsiedniej wiosce jest dwa kilometry, a idzie się polna drogą tuż koło lasu. Co z tego, że skąpe zimowe słonko przyświeca! Wiadomo, głodny wilk potrafi i w biały dzień rzucić się na upatrzona zdobycz! A dziś jak na złość, gdy wychodził do szkoły, tatko powiedzieli, niby żartem: "hladzi Kaziuk, kab ciebia pa darozie wouk nie uchapiu! (Uważaj, żeby cię po drodze wilk nie złapał!). To też brnie Kaziuk prawie po pas, śnieżną zaspą i rozgląda się niespokojnie dookoła. Gorąco mu ze strachu i wysiłku, choć przyodziewek ma na sobie marny: matusin kaftan połatany, a na nogach olbrzymie ojcowskie wojłoki, w których wygląda jak kot w butach. - Jeszcze trochę już bliziutko! - dodaje sobie otuchy na widok pierwszych odległych chat. Ale co to? Przez pole na przełaj, prosto na chłopca pędzi jakieś wielkie kudłate stworzenie z wywalonym ozorem. Wouk! - wrzasnął nieswoim głosem przerażony chłopczyna i rzucił się do ucieczki. Ale zaplątał się w długich połach matusinego kaftana i runął jak długi na zimną pierzynę śniegu. Po chwili usłyszał nad swoją głową sapanie strasznego wilka i

poczuł jego gorący oddech. - Już po mnie pomyślał z rozpaczą, zaciskając powieki. Ale wilk widocznie nie miał złych zamiarów. Obwąchał tylko leżącego chłopca, a potem zaskamlał radośnie i szerokim ozorem przejechał po zbielałej ze strachu buzi. - Jakiś dziwny wilk! - pomyślał Kaziuk i ostrożnie otworzył jedno oko. - Ależ to Zagraj! Kochany Zagraj! - krzyknął nagle i zerwał się z ziemi. No tak, nie ulegało wątpliwości. Wilczur Zagraj, pies pani nauczycielki i ogólny ulubieniec całej szkoły, skakał przed chłopcem i wspinał się na tylne łapy. - Zagraj kochane, poczciwe psisko! - cieszył się Kaziuk, tuląc do siebie łeb domniemanego "wouka". A Zagraj patrzył na chłopca tak mądrze, jakby wszystko rozumiał i radośnie merdał ogonem.

View more...

Comments

Copyright © 2020 DOCSPIKE Inc.